"W dniach 11-15 listopada 1998 roku KołoPTTK
nr 1 przy PW zorganizowało wycieczkę w Tatry. Uczestniczyło w niejsześć osób:
Krzysztof Bieńkowski - kierownik organizacyjny,
Wojciech Borowski-Dobrowolski - kierownikfinansowy,
Kinga Szymczyk, Radosław Dobrowolski,Tomasz
Furman, Mariusz Wiśniewski.
W pełnym słońcu na Przełęczy Liliowe było dosyć ciepło
Wyżej wymienieni, dobrze przygotowani dowarunków
panujących o tej porze w Tatrach, zarówno kondycyjnie jak i sprzętowo,
wsiedli do pociągu relacji Warszawa Wsch. - Zakopane. Rano w powitała ich
mżawka na drodze z Kuźnic przez Boczań na Halę Gąsiennicową, przechodząca
powyżej granicy lasu w opady śniegu.
Po szczęśliwym dotarciu do Murowańca ipokrzepieniu
nadwątlonych sił gorącą herbatą i napojem wyskokowym firmy"Tymbark" wszyscy
wyruszyli z zamiarem dotarcia na przełęcz Karb lub nawetszczyt Kościelca.
W zamierzeniu kierownika miało to być sprawdzenie możliwościi umiejętności
uczestników. Dosyć szybko dotarli nad Stawki Gąsiennicowe,których
jest tu około dwudziestu, obecnie zasypane warstwą 20cm śniegu.W przelębli
Zielonego Stawu (1674 m npm) zauważono sztucznie tu wpuszczonepstrągi gdyż
ubóstwo zooplanktonu nie pozwala na naturalne występowanieryb. Na
sąsiednim stawie Kurtkowiec znajduje się najwyżej w Polsce położonawyspa
(1689 m. npm).
Już na podejściu na Karb należało nałożyćraki
co dla niektórych stanowiło nowe doświadczenie. Po osiągnięciu przełęczy
dosyć pochopnie (ze względu na późną porę) zdecydowano się kontynuować
wejście na Kościelec. Stroma ściana pokryta wciąż padającym śniegiem sprawiła
trochę trudności i szczyt (2155 m npm) osiągnięto dość późno. Na Karb
grupadotarła o zmroku. Ślady zasypał już śnieg przez co szlak został zgubiony
i zaczęło się błądzenie w ciemnościach wśród głazów i płatów
kosówki porozległych morenach doliny.
Szczeliny pomiędzy głazami, przysypanecienką
warstwą śniegu i gęste zarośla kosówki stanowiły pułapkę i z każdą
chwilą topniały zapasy sił i nadziei noclegu na ciepłej pryczy. Po dwóch
godzinach i kilku przewidzeniach (przez co wielka wanta zyskała miano "chatki
Krecika") przebyto w linii prostej około 900 m i osiągnięto Litworowy Staw
skąd szlak doprowadził grupę do schroniska. Test wypadł pomyślnie - wszyscy
wrócili.
Następnego dnia rozpoczęła się wspaniałamroźna
i słoneczna pogoda. Planowane było osiągnięcie Koziego Wierchu leczze względu
na warunki śniegowe zmieniono cel na łatwiejszą Świnicę. Naporannym podejściu
pod przełęcz Liliowe brnąc po kolana w śniegu pokonanokilka kryzysów
i nikt nie zawrócił. Liliowe dzieli Tatry na Wysokie i Zachodniei
w tym bardzo szczególnym miejscu powitało wszystkich słońce napełniające
serca otuchą i nadzieją osiągnięcia szczytu Świnicy. Od Przełęczy Świnickiej
grań wznosi się pod kątem 30 stopni i trzeba było przyznać, że przy zaśnieżeniu
i oblodzeniu to całkiem stromo.
Droga dość męcząca, trudności umiarkowane,
miejscami ekspozycja. Odległość 4,3 km, deniwelacja 800 m. 2h i 25min.Zimą
tylko wejścia w dobrych warunkach. Konieczne raki i czekan.
J. Nyka
- "Tatry Polskie - przewodnik"
Widok ze Swinicy na Kozi Wierch i Lodowy Szczyt
Przekopanie się przez śnieg sięgający czasem
do piersi zajęło dużo czasu i dopiero po pięciu godzinach osiągnięto szczyt
ale północno-zachodni nieco niższy. Propozycja kierownika aby przejść
kilkadziesiątmetrów ostrą granią na właściwy wierzchołek Świnicy spowodowała
panicznąucieczkę całej grupy z powrotem na Przełęcz Świnicką przy pomocy
nowejtechniki tzw. "dupozjazdu". Dalej żlebem technika była doskonalona aż
nadZielony Staw gdzie spożyto zasłużony posiłek.
Wieczorem rozpoczęto przygotowania donastępnego
przejścia: przez Zawrat i Szpiglasową Przełęcz do Schroniskanad Morskim Okiem.
13 w piątek pobudka o 5.00 i o 6.20 wszyscy już dreptaliścieżką nad Czarny
Staw Gąsiennicowy. Jest to typowe jezioro karowe, zamknięteryglem nadbudowanym
moreną o pow. ok. 18 ha, głębokości 51 m i pojemności3,8 mln m3 wody. Nad
nim leży kocioł Zmarzłego Stawu, który jak sama nazwawskazuje do póżnego
lata pokryty jest lodem i krą. Stąd widać wysoko wgórze Zawrat - "wrota
prowadzące ceprów do raju". Przełęcz leży na wysokosci2159 m npm czyli
wyżej od szczytu Kościelca! Niższe przejście stanowi KoziaPrzełęcz (2137).
Dlaczego więc przez Zawrat?
Przez Kozią Przełęcz. Efektowna przeprawa
skalna, niesłusznie mniej popularna od szlaku przez Zawrat... W warunkach
zimy przeprawa taternicka z asekuracją linową. Niebezpieczeństwo lawin,w
tym desek śnieżnych.
J. Nyka op. cit.
Zimowa droga wiedzie żlebem tzw. StarymZawratem.
Dreszczyku emocji dodaje fakt, że wczoraj zeszła tędy niewielkalawinka. Śnieg
ma konsystencję cukru i osypuje się z szelestem. Na szczęściejest go stosunkowo
niewiele ale czy nie wyjedzie? Częste zmiany na prowadzeniupozwalają zachować
dosyć dobre tempo. Jednak tuż pod przełęczą grupa staje:śnieg po szyję. Idą
w ruch czekany i zaspa zostaje pokonana. Wreszcie oślepiającesłońce po dwóch
godzinach w ciemnym żlebie. Pierwszy widok na najwyższeszczyty Tatr. Zawrat
wzięty.
Techniką poznaną poprzedniego dnia wszyscyosiągają
dno Doliny Pięciu Stawów Polskich - połowa drogi. Wysoko nad głowami
widać łagodne obniżenie miedzy Miedzianym a Szpiglasowym Wierchem. To następna
próba - Szpiglasowa Przełęcz (2110 m npm). Podobnie jak na Zawrat
nie prowadzążadne ślady, trzeba przecierać szlak. Mozolne długie podejście
na tzw.:Szpiglasowe Perci. Spore zagrożenie lawinowe: stromy stok a nad głowami
tony śniegu. Na szczęście bardziej zmrożonego niż pod Zawratem. Jednakpewien
płytki żleb trzeba było pokonać z ubezpieczeniem by dostać się dozbawiennych
łańcuchów. Wyjazd zakończyłby się w kotle 200 metrów niżej...
Następnie już bez problemów wszyscy wpięci
do łańcuchów osiągają przełęcz. Tradycyjny już zjazd do Dolinki Za
Mnichemi "Ceprostradą" do schroniska. Całość 9 godzin w wyjątkowo pięknej
pogodzie.
Co może być gorsze od 13 w piątek? Sobotaczternastego.
Korzystając z pięknej pogody zaplanowano"wystup"
na Rysy. Padła co prawda nazwa: "Przełęcz pod Chłopkiem" ale wywołałatylko
drżenie łydek na myśl o słynnej galeryjce.
Od lewej: Niżne Rysy, Rysy, Wysoka. Czerwoną liniązaznaczono zimową wersję drogi na Rysy. "Rysa" stanowi najdluzszy tor dodupozjazdu w Tatrach Polskich.
Wycieczka na najwyższy szczyt Polski.Szlak
dosyć męczący, ale obfituje we wrażenia i przepyszne widoki. Odcinkiprzepaściste...
Od schroniska 5 km, różnica wzniesień 1100m., 3.30h. Teoretycznyspadek
temperatury 6 oC. Zimą konieczne sprzęt i umiejetnmości taternickie.Górny
fragment drogi pokonuje się nie grzędą ale żlebem ("rysą").
J. Nyka op.cit.
Tradycyjna pobudka o 5.00. Czas wejściaoceniono na 5 do 6 godzin Trochę grzebaniny sprawiło, że poszedł już przednaszą grupą jeden zespół. Dobrze. Szlak został przetarty. Wspaniała pogodautrzymywała się nadal: bezchmurne niebo i 8 stopni mrozu. Droga bez większychwrażeń: najpierw na Bulę Pod Rysami a potem dwie godziny w ciemnej i mroźnejrysie. Po wyjściu ze żlebu pokonano obejście po łańcuchach i osiągniętopółnocny wierzchołek Rysów. Widok stąd zyskał miano najrozleglejszego wcałych Tatrach. Widoczność była wspaniała! Od płaskiej zaśnieżonej kopyPilska na zachodzie po Pasmo Radziejowej na wschodzie. W Kotlinie Nowotarskiejmorze mgieł. Za plecami piramida Wysokiej, rozpęknięty na dwoje masyw Gerlachai cała galeria poszarpanych grani aż po Tatry Bielskie.
Na południu rozłożył się stukilometrowejdługości,
biały od śniegów, wał Niskich Tatr. Niska temperatura i wzmagający
się wiatr sprawił, że większość grupy zeszła do rysy. Kierownictwo natomiast
raczyło się widokami i dobrodziejstwem telefonii komórkowej. Zresztą
grupazostała szybko dogoniona a nawet prześcignięta bo nie wszyscy mieli
odwagęwykorzystać rysę jako półkilometrowy tor do dupozjazdu.
Po osiągnięciu Czarnego Stawu emocje opadłyi
odbyła się szaleńcza zabawa na jego skutej lodem tafli. Po południu pojawiły
się chmury zapowiadając zbliżający się koniec wycieczki.
W niedzielę po nieco ulgowejpobudce (6.00)
grupa udała się do Dolinki Za Mnichem. Zachmurzenie byłojuż całkowite i padał
śnieg. Doskonała pogoda dla kogoś, kto chce pozostaćniezauważony. Cztery
osoby osiągnęły tzw. "siodełko" przez przewieszkę(czyli drogą 528 wg. WHP
III stopień trudności w skali taternickiej) przyczym kierownik używał słów
uznanych powszechnie za obelżywe oraz miał zbliżeniez czekanem a pozostali
wciągnęli się na linie. Generalnie droga zimą okazałasię za trudna (zespół
za słaby?) i stracono wiele czasu na ścianie Mnicha.
I to już koniec wycieczki pomijając 8.5km marszu
na Łysą Polanę i podróż do domu.
Zrealizowanie całego planu wycieczki zniewielkimi
tylko modyfikacjami było możliwe jedynie dzięki wyjątkowo sprzyjającejpogodzie.
Pomimo, że sezon zimowy trwa w Tatrach od 1 grudnia do 30 kwietniaa więc
przejścia nie były zimowe w sensie taternickim to jednak ze względuna warunki
były dość trudne i przez to nie porównywalne z letnimi. LatemŚwinica
czy Rysy roją się od wszelkiej maści turystów a na łańcuchach tworzą
się korki. Przy lekkim oblodzeniu czy pokrywie śnieżnej szlaki pustoszeją
a góry odzyskują swój majestat. Konieczne są jednak raki, czekan
i linado asekuracji. Są co prawda ludzie (spotkaliśmy takich), którzy
idą w górybez sprzętu. Nie mówię, że się nie da przejść ale
jest to dużo bardziejmęczące i niebezpieczne. Zimowe przejścia w Tatrach
są jednak na pograniczuturystyki i taternictwa."