Rajd turystyczno-geologiczny Sudety 2001

Wstęp:

To nie jest opis wycieczki jako takiej. Jest to raczej opis krajoznawczy na bazie wycieczki - co można zobaczyć, zwiedzić, doświadczyć. Wobec mnogości opisów różnych wypraw, szczególnie bardziej interesujących (przebieg, miejsce) nie ma większego sensu, aby to też dokładnie takim było; nie byłoby zbyt ciekawe... Mam nadzieję iż wobec tego obecna forma będzie bardziej interesująca, a przy okazji niosąca ze sobą "jakieś konkrety". Może Ci się przyda do zaplanowania podobnej wycieczki, może zainspiruje do podobnego spojrzenia. Sudety, jak niewiele gór, mają w sobie trochę więcej wymowy, związanej ze swoją historią, a pierwotnie ze swoją historią naturalną... Ale o tym to może za chwilę. Zapraszam! (wszelkie zauważone błędy, inne uwagi, proszę zgłoś, dziękuję).

2001.08.02 (czwartek)

W pociągu Wrocław-Międzylesie, około g. 7 rano, już się zrobiło jasno i zrzedły mgły.
Jedziemy przez obszar bloku Przedgórza Sudeckiego, powierzchnię zrównania trzeciorzędowego, modelowaną do dziś; występują tu niewysokie pagóry skał odporniejszych, np. granitowe Wzgórza Strzelińskie, obok których przejeżdżamy. Zbliżamy się do Uskoku Brzeżnego Sudeckiego (UBS, SUB), widać gwałtowną krawędź morfologiczną, "z równiny wyrastają góry" (szczególnie po stronie zachodniej linii kolejowej - Góry Bardzkie i Sowie) - typowy obraz skutków działalności tektonicznej.

UBS ma bardzo stare założenia, ale obecna jego postać powstała w trzeciorzędzie. Przedtem nastąpiło daleko idące zrównanie erozyjne. W trzeciorzędzie podczas fałdowania alpejskiego nastąpiło względne podniesienie bloku sudeckiego (południowo-zachodniego skrzydła wiszącego, uskoku), miejscami ponad 1 km. W ten sposób utworzona została potężna krawędź, natomiast czynniki zewnętrzne (erozyjne) spowodowały niszczenie wyniesionej części oraz krawędzi, ciągle modelując rzeźbę do obecnego stanu. W obrębie szeroko rozumianego bloku sudeckiego występowały też różne inne ruchy, wystąpiły dyslokacje (przemieszczenia), powodując dalsze zróżnicowanie tego obszaru i powstanie m.in. Niecki Śródsudeckiej (NŚS) (a raczej jej pogłębienie, bo powstała ona dużo wcześniej, około dewonu, o czym świadczą np. stare karbońskie pokłady węgla kamiennego i inne formacje skalne w Niecce się znajdujące) wraz z kredowym Rowem Górnej Nysy (RGN).

W pociągu na odcinku Kłodzko-Międzylesie jedziemy przez obszar RGN, widać gdzieniegdzie ślady kotlinnego charakteru (równego dna i masywów górskich wokół), zwraca uwagę erozyjne wcięte koryto Nysy Kłodzkiej.

Międzylesie - Szklarnia.
Wychodzimy z Rowu Górnej Nysy. Charakterystyczny obraz rzeźby będącej wynikiem procesów tektonicznych. Do kredy dolnej było tu morze, zbierały się różne osady. W kredzie górnej (koniak) znaczenie odegrały uskoki, środkowy blok zaczął się obniżać. Obecnie osady te leżą niżej niż po obu stronach Rowu (jeśli nie zostały później zerodowane - zniszczone np. piaskowce Gór Stołowych i Adrspasskich Skał ("Skalne Mesto") są praktycznie tymi samymi osadami, leżącymi wyżej (w widocznym dobrze w terenie położeniu poziomym). Rysunek 
schematyczny

Szklarnia - Jodłów - pod Małym Śnieżnikiem
Przekraczamy strefę uskokową RGN, "czuje się" nagłe zwiększanie wysokości... Strefa ortognejsów, granitognejsów i migmatytów, potem łupki łyszczykowe i paragnejsy, fyllonity (wszystkie to skały metamorficzne), od Szklarni obszar Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego.Nocleg w lesie pod Małym Śnieżnikiem (w namiotach rozrzuconych malowniczo w lesie). Pierwszy nocleg, pod Małym Śnieżnikiem

Był mały problem z wodą, której nigdzie nie było, ale udało się nabrać rurką z wycieku na szlaku (było po deszczu); w rejonie tym na stosunkowo płaskim grzbiecie (szerokość do kilkuset m) zbiera się woda (słabo przepuszczalne podłoże jest) i tworzy się torfowisko wysokie (roślinność, kałuże, jeziorka w lesie, "bagniska"), jest to też ciekawa forma małej retencji, bardzo istotna dla tej roślinności.

2001.08.03 (piątek)

Po zostawieniu rozstawionych namiotów i ukryciu plecaków w lesie :)) idziemy z małymi plecaczkami w trasę naokoło.

Mały Śnieżnik - Goworek - Puchacz - Trójmorski Wierch.
Trójmorski Wierch jest punktem spotkania się 3 wododziałów zlewisk mórz, do których należą okoliczne tereny. Z jego masywu poszczególne potoki spływają do Morza Północnego, Bałtyckiego i Czarnego, jest więc szczytem specyficznym, choć niezbyt się wyróżniającym z otoczenia. Widok z Trójmorskiego Wierchu na Mały Śnieżnik

Droga zejściowa do Międzygórza, trawersując miejscami b. stromy stok, narażona na ostrą erozję (widoczne są niekiedy skutki obfitych powodziowych opadów z tego roku, a szczególnie z poprzednich).
Wodospad Wilczki w Międzygórzu - utworzony przez potok na uskoku tektonicznym (prawdopodobnie z kredy-trzeciorzędu); w wyniku ruchu skał zostały one tutaj pokruszone i gwałtownie zmniejszyła się ich odporność na późniejszą erozyjną działalność wód potoku. Do powodzi w 1997 roku był on o 9 m wyższy, podczas powodzi woda zerwała sztuczną koronę betonową założoną kilkadziesiąt lat wcześniej przez Niemców.

Powrót przez Halę pod Śnieżnikiem, obok schroniska, do miejsca zostawienia plecaków i namiotów, udał się nam dosłownie na minuty przez wielką wieczorną burzą z piorunami.

2001.08.04 (sobota)

Zejście (b. ciężkie) przez Halę pod Śnieżnikiem do Kletna. Po zostawieniu w ukryciu plecaków w pobliżu hałd, eksploracja terenu wokół. Badania 
licznikiem G-M na hałdach w Kletnie

Kletno i jego okolice są jednym z niewielu tego typu w Polsce geologicznych (głównie mineralogicznych) "Eldorado" - na niewielkim obszarze znajduje się tu b. dużo rozmaitości i ciekawostek geologicznych i pokrewnych, w kopalniach tu niegdyś usytuowanych występowało b. wiele minerałów. Wynika to m.in. z faktu bardzo dużego zróżnicowania podłoża skalnego (znajdują się tu głównie różnego typu skały metamorficzne), m.in. w wyniku istnienia tu większych przejawów starego uskoku o charakterze regionalnym (tzw. "nasunięcie Kletna"), co było powodem n. późniejszej działalności hydrotermalnej (hydrotermalno-pneumatolitycznej; migracji gorących wód o temperaturze do kilkuset st. C, na ogół będących zatężonymi roztworami wielu substancji mineralnych).
Jaskinia Niedźwiedzia, wraz z innymi mniejszymi, nieudostępnionymi jaskiniami - założona jest w stosunkowo niewielkiej soczewce marmurów (zmetamorfizowanych wapieni zbudowanych głównie z kalcytu CaCO3) wieku paleozoicznego. Odkryta została w latach 19'50 w ścianie działającego wówczas jeszcze kamieniołomu. W latach 19'60 zamknięto (z powodów ochrony przyrody - aby detonacje nie powodowały niszczących jaskinię wstrząsów górotworu) ostatni działający w rejonie kłm - w sąsiedniej (oddzielonej tektonicznie) partii takich samych marmurów. Jaskinia Niedźwiedzia jest jedną z kilku najważniejszych i najbogatszych przyrodniczo jaskini krasowych Polski.
Kopalnie rud polimetalicznych działały w Kletnie od czasów średniowiecza. Były to wówczas kopalnie żelaza, również miedzi, ołowiu i in. oraz ametystu (niebieskiej odmiany kwarcu). Działały okresowo b. prężnie, historia górnicza regionu jest bardzo bogata; z czasów tych pochodzą jednak m.in. wzmianki o tym ,iż "kopalnie te były pod klątwą, górnicy często chorowali". Ludzkość nie znała wówczas pojęcia promieniotwórczości, obfite występowanie w tych złożach związków uranu odkryto dopiero po II Wojnie Światowej, z wydobycie tego pierwiastka (jak również współwystępującego fluorytu - jako topnika w przemyśle szklarskim) wiąże się ostatni, też bardzo prężny okres górniczy, zakończony w latach 19'50 z powodu wyeksploatowania złoża. Kopalnia ta, składająca się z 3 szybów i całego systemu sztolni (po części dziko dostępnych do dziś, lecz już zapadniętych; jedna ze sztolni będzie prawdopodobnie od 2002 r. przystosowana do zorganizowanego zwiedzania turystycznego), najprawdopodobniej całość urobku (jak też z innych polskich kopalni rud uranu) wywożono do ZSRR na potrzeby tamtejszego przemysłu atomowego.
Złoża te, jak już wspomniano, powstały w wyniku szeregu procesów opierających się na krążących po dawnym uskoku roztworach; roztwory te z reguły niosą ze sobą wiele rozpuszczonych substancji, jednak tak bogate ich występowanie (wykrystalizowanie) jak tutaj (zidentyfikowano ponad 60 minerałów) jest i tak dość rzadkie; uskok ten ciągnie się regionalnie, m.in. wydobycie rud metali miało miejsce również w pobliskiej Siennej, a także obficie po stronie czeskiej, również w Marcinkowie odkryto koncentracje (lecz mniejsze) związków uranu.
Na hałdach w Kletnie można znaleźć głównie (z bardziej wartościowych minerałów): kwarc (SiO2) krystaliczny (często typowo pasowy, bądź ładnie wykształcony krystaliczny, hydrotermalny), również w postaci ametystu, fluoryt (CaF2), szczególnie fioletowy do czarnego (!, ogólnie dla osób niedoświadczonych trudno odróżnialny od ametystu, najlepszy spośród polskich fluorytów), piryt-markasyt FeS2, galenę PbS, sfaleryt ZnS, bornit Cu5FeS4, hematyt Fe2O3 (nawet masywny, do wielokilogramowych fragmentów skały; był przedmiotem wydobycia, j.w.), chryzokolę (potencjalnie najlepszą spośród polskich lokalizacji), oczywiście minerały uranu (blenda smolista, torbernit i in.; jednak praktyka wskazuje, że można ich poszukiwać wyłącznie przy użyciu licznika Geigera-Millera, inaczej "trafienie" okazu jest mało prawdopodobne; nie odróżniają się one wyraźnie od innych składników skał, a często bywają nadmiernie rozproszone, aby można było zauważyć i jednoznacznie zakwalifikować bez licznika) i inne. Obecnie hałdy są powoli rekultywowane (zalesiane, rozsypywane, przekopywane), ich najlepszy czas już się powoli kończy (ostatnie lata).
W pobliżu Kletna na uwagę zasługuje też dalsze złoże marmurów, w pobliżu Siennej - Stronia Śląskiego, gdzie do dziś prowadzona jest eksploatacja wielokolorowych, wartościowych marmurów wykładzinowych (np. "biała Marianna" i inne), nawet zdarzają się w nich wrostki innych ciekawych minerałów. Genetycznie z marmurami tymi Kłm marmurów (i łupków) Stronie Śląskie, część grzbietowa

związane są łupki, zawierające miejscami b. ładnie wykształcone, dające się dobrze wydzielić granaty (o średnicy do 1 cm). Kłm tych łupków znajduje się na grzbiecie przy wzgórzu Krzyżnik, kilkaset m nad nowym wysypiskiem śmieci, a jego niższa część znajduje się na zachodnim stoku wzgórza.Tyle o Kletnie. Pomimo, iż jest ono obecnie małą wsią (kilkanaście gospodarstw, kilka prywatnych pensjonatów, schronisko młodzieżowe, nie ma nawet stałego sklepu spożywczego), jest ono swego rodzaju "Mekką geologów" w skali Polski.

2001.08.05 (niedziela)

Nocleg w "PTSMie" (obecnie chyba powiatowe schronisko młodzieżowe) w Kletnie. Po wizycie w odnawianym kościele w Bolesławowie, dalsze eksplorowanie hałd, później kłm-u łupków (i marmurów, j.w.). Celowo warto zorganizować sobie wizytę w kamieniołomie w niedzielę (lub święto), gdy on nie pracuje (potencjalnie najczęściej wtedy) i może nawet nie być osób dla dozoru. Stronie Śląskie część górna i zapora

2001.08.06 (poniedziałek)

Przejście do Stronia Śląskiego (zakupy, inne sprawy), potem trawersem Sowiej Kopy i przez Kłóbkę w okolice podejścia turystycznego szlaku niebieskiego (dalej) pod zamek Karpień (nocleg namiotowy tutaj przy szlaku jest zadowalający, jedynie po wodę trzeba się przespacerować w okolice leśniczówki (?) przy drodze asfaltowej po drugiej stronie bagnistej dolinki (będącej na północ od Starego Gierałtowa).

2001.08.07 (wtorek)

Przejście prze ruiny zamku Karpień. Zejście przez okolicę Przełęczy Lądeckiej (nad Lutynią) do Lądka Zdroju.

Lutynia - dość ciekawa geologicznie miejscowość. W jej rejonie znajduje się kilka intruzji (kominów - "neck'ów") wulkanicznych (bazaltowych z oliwinami), b. rzadkich w tym rejonie Sudetów, wieku kenozoicznego (trzeciorzęd); m.in. czynny kłm bazaltu "Szwedzkie Szańce" przy szlaku zielonym i nowym żółtym (jeszcze zaznaczonym na mapach).
Również w Lutyni znajduję się pozostałości kopalni rud Zn, Pb, Ni, Cu (?) (prawdopodobnie pochodzenia hydrotermalno-pneumatolitycznego) z czasów PRLu (?). Można tu (na niewielkich zarośniętych hałdach) niekiedy znaleźć nawet ciekawe okazy galeny (PbS).
Lądek Zdrój - miejscowość uzdrowiskowa (źródła mineralne, częściowo radoczynne - zawierające niewielkie koncentracje pierwiastków radioaktywnych, głównie radonu), w której znaleźć można różne zabytki (otoczenie rynku, figura Św. Jana Nepomucena na mostku na Białej Lądeckiej i in.).

Przejście przez kalwarię na Cierniaku nad Radochowem do bazy namiotowej (AKT Halny - Poznań) przy Jaskini Radochowskiej.

Jaskinia ta została także założona na niewielkiej, jedynej w tym rejonie, soczewce marmurów. Warto również zaznaczyć, iż znajdują się tu w pobliżu ciekawe odosobnione (podobnie jak marmury) wychodnie granitoidów.

2001.08.08 (środa)

Po zwiedzeniu Jaskini Radochowskiej (czas ok. 30 min.), przejście (do wieczora) przez Góry Złote do Złotego Stoku (szlakiem zielonym i czerwonym).

Złoty Stok - ciekawa, obecnie już zdewastowana i zubożała miejscowość górnicza. Wrażenie podczas zwiedzania miasteczka nie jest najlepsze, typowe dla upadłych ośrodków miejskich jest wykorzystywanie budynków w innych celach, np. niepotrzebny już wobec zmniejszonej liczby ludności, jeden z chyba trzech, kościołów poewangelicki wraz z budynkami przyległymi został zamieniony na prywatny hotel (z boiskiem sportowym w hali kościoła; z dzwonnicy ładny widok na okolicę).

2001.08.09 (czwartek)

Zwiedzanie "kopalni złota"
Kopalnia złota w Złotym Stoku

W tej kopalni początkowo eksploatowana była "czapa żelazna" (strefa przypowierzchniowa, gdzie w wyniku wietrzenia nastąpiła przemiana i selekcja minerałów, minerały metali szlachetnych uległy koncentracji, a jednocześnie ta część górotworu jest łatwiej eksploatowana, jest mniej lita) złoża arsenopirytu(FeAsS)-löllingitu(FeAs2), zawierającego m.in. niemałe (do kilku gramów na tonę) domieszki złota, jednak później nastąpiło również drążenie (w średniowieczu ręcznie, potem, aż do II połowy XX wieku, gdy kopalnię zamknięto przy użyciu materiałów wybuchowych) pierwotnych gnejsów (i innych skał od nich się wywodzących) chodnikami (wiele z nich zachowało się do dziś, nie ma ich dokładnych planów, co podnosi "tajemniczość masywu").Znajduje się ona w wiszącym (podniesionym) skrzydle ważnego regionalnego uskoku - UBS (j.w.)., tylko tam była wówczas możliwość eksploatacji złoża...

Po uzupełnieniu zakupów wędrówka szlakiem czarnym im. J.Szczypińskiego przez Chwalisław (w tym rejonie widać na drodze prawdopodobnie miejscowe, lub bliskie, okruchy granitoidów ze znajdującej się tutaj intruzji granitoidowej Kłodzko-Złotostockiej), Góry Złote (szlakiem j.w. czarnym i niebieskim), przecięcie szosy Kłodzko-Paczków (na Przełęczy Kłodzkiej), wejście na Podzamecką Kopę, trawers i powrót na szlak obok miejsca rozwidlenia szlaków pod Kłodzką Górą. Nocleg (po wodę trzeba było schodzić do jarów, kawałek drogi).

Góry Bardzkie są formacją głównie osadową, fliszową (ogólnie; mułowce, szarogłazy, łupki ilaste i in. dewońsko-dolnokarbońskie), z powodu bliskości sporej granitoidowej intruzji Kłodzko-Złotostockiej wystąpił tu strefowo (rzędu kilkuset m) istotny metamorfizm kontaktowy (np. powstały dawniej eksploatowane marmury Podzamka - ciekawa odkrywka w lesie na stokach Jedlaka). Charakterem te góry przypominają w pewnym stopniu Karpaty (ogólnie; nie tylko skały, ale np. zbiorowisko leśne, głównie drzewostan bukowy itd.).

2001.08.10 (pt)

Wędrówka dalej przez Góry Bardzkie.
Dochodzimy do Kalwarii nad Bardem, gdzie stoi historyczny kościółek-kaplica oraz jest Droga Krzyżowa z wieloma stacjami, na zejściu do Barda. Na szczycie góry widać wychodnie skał fliszowych charakterystycznie warstwowanych. Podczas schodzenia można zauważyć dość jasny rumosz granitoidowy z ciekawej, odizolowanej niewielkiej soczewki znajdujące się w tym miejscu. Po drodze ładnie ujęcie-kapliczka: Źródło Marii.
Źródło Marii w 
Kalwarii nad Bardem

Po wejściu do Barda, z okolic starego mostu na Nysie Kłodzkiej ładnie widać na stoku z którego schodziliśmy niszę osuwiskową (szczególnie ładnie powinna wyglądać na jesieni po opadnięciu liści) - wielki zsuw miał miejsce 24 sierpnia 1598, w nocy, w czasie dużych deszczów i wysokiego stanu Nysy, jęzor spiętrzając szybko rzekę doprowadził do zatopienia uśpionego miasteczka. Do obecnych czasów został przez Nysę silnie rozmyty. Ze starego mostu widać też w odległości około 20 m, warstwy fliszowe w podmywanej skarpie, na której stoi miasto, zapadające prawie pionowo, o zróżnicowanej odporności na erozję rzeczną, co powoduje powstanie "żeberek".
Bardo, będąc starym miasteczkiem położonym na ważnym szlaku komunikacyjnym i handlowym ma bogatą historię, znajdują się tu też ciekawe zabytki. Również znane w całym kraju zakłady papiernicze.
Po wyjściu z Barda poruszamy się po zalesionych wzgórzach, po których kręci szlak turystyczny. Długo jeszcze słychać linię kolejową w przełomie Nysy.

2001.08.11 (sob)

Podążamy dalej w stronę Przełęczy Srebrnej.
W Żdanowie (należy pójść dalej drogą asfaltową idącą z Wojbórza przez Przeł. Wilczą do Srebrnej Góry, nie skręcając ze szlakiem niebieskim w stronę samego Żdanowa) widzimy przy drodze wychodnię sylursko-dewońskich łupków graptolitowych (można znaleźć odciski tych paproci). Z tego miejsca jest już blisko do pierwszego mostu starej kolejki zębatej (można się na niego dostać idąc szlakiem zielonym). Widać tutaj, jak konsekwentnie przyroda niszczy wszystko, drzewa rosnące na regularnym murze skutecznie prowadzą do jego zniszczenia, zapoczątkowanego przez silnie rozsadzającą działalność korzeni.
W tym rejonie mamy duże nagromadzenie odsłonięć geologicznych. Idąc przekopem kolejki widzimy w jego wysokiej ścianie zmieniające się (od tzw. "dzikiego" bezkształtnego fliszu - ściśle rzecz biorąc fliszem jako takim nie będącego - do fliszu wykształconego w regularne ławice) skały osadowe karbońskie; można w nich znaleźć uwęglone fragmenty drewna.W wykształconymi partiami fliszu wiąże się prawdopodobnie jedna z przyczyn zaprzestania eksploatacji kolejki i jej likwidacji. Położenie warstw jest prawie identyczne ze skłonem skarpy przekopu, generując wręcz modelowe osuwisko konsekwentne, skutecznie zasypujące przekop. Osuwisko w 
przekopie d. kolejki pod Srebrną Przełęczą

Do tych ciekawostek geologicznych okolicy (łupki graptolitowe, flisz karboński z węglem, ideowe osuwiska konsekwentne) dochodzi jeszcze fakt występowania tutaj ważnej i dość wyraźnej granicy (kontaktu) tego karbońskiego fliszu z najstarszymi w Sudetach - prawdopodobnie prekambryjskimi (później zmetamorfizowanymi) gnejsami Kry Gnejsowej Gór Sowich (KGGS); fragmenty gnejsów znajdują się też miejscami we fliszu) oraz istnienie tutaj miejscami żyłowej mineralizacji polimetalicznej, głównie galeny PbS (wraz z zawartością np. Srebrna, stąd nazwa miasteczka Srebrna Góra oraz Srebrnej Przełęczy; kruszce były dawniej eksploatowane, fragmenty sztolni oraz zapełzłe hałdy zachowały się do dziś).

Najwyższy z mostów d. kolejki pod Srebrną Przełęczą

Mostek d. kolejki nad szosą na Srebrną Przełęcz

2001.08.12 (ni)

Dzień odpoczynku na Przełęczy Srebrnej w prywatnym gospodarstwie agroturystycznym. "Regeneracja" sprzętu, krótka wycieczka do miasteczka; zwiedzanie fortów pruskich z XVIII wieku, spacer torami kolejki. Forty na Przeł. Srebrnej

2001.08.13 (pon)

Wymarsz w Góry Sowie. Długi monotonny marsz lasami. Na wieżę metalową na Czapli weszliśmy ze strachem, zdawało się, że zaraz się przewróci od uderzeń wiatru (i tak dobrze że padał niewielki deszczyk, ale nie było burzy z piorunami); było warto, pomimo pochmurnego dnia mgły były szybko przeganiane i widoczność, choć nie najlepsza, dochodziła do wielu kilometrów. Na trasie krótki odpoczynek w schronisku Zygmuntówka. Dojście wieczorne do Wielkiej Sowy. (Wieczór i noc były spokojne, pogodne, wieczorem po zmroku straszył nas kot, normalnie "porządkujący" ten teren z odpadków pozostawionych przez turystów - ale skąd on aż tutaj przychodzi??).

Góry Sowie są zbudowane z najstarszych znajdujących się w Sudetach na powierzchni skał - głównie gnejsów (j.w.; paragnejsów - gnejsów powstałych przez przeobrażenie zwiększonym ciśnieniem i temperaturą skał osadowych). Są to ogólnie skały jedne z najstarszych w Polsce, pochodzące z prekambru (młodszy proterozoik), jednak później odmłodzone, przeobrażone metamorficznie (najprawdopodobniej kilkuetapowo). Miejscami stopień tego metamorfizmu był daleko posunięty, łącznie z migmatyzacją - bardzo poglądowe migmatyty można napotkać np. w okolicy Lubachowa (j.n.).
Jak już było wspomniane na początku, obecna rzeźba Gór Sowich jest w dużym stopniu wynikiem wydarzeń tektonicznych, w szczególności powstania brzeżnego uskoku sudeckiego (UBS); warto zwrócić uwagę na jego charakterystykę. W niektórych miejscach UBS ma charakter progowego - podzielonego na kilka równoległych uskoków. Istotną sprawą jest, iż w miejscu przechodzenia uskoku następuje zerwanie nie tylko skał, ale także zluźnienie i zniszczenie skał pobliża, jednocześnie podczas erozji jej czynniki (szczególnie woda atmosferyczna) mają ułatwioną drogę penetracji przez szczeliny uskokowe i występujący tu druzgot tektoniczny. W wyniku tego powstają np. wąwozy, obniżenia erozyjne o założeniu tektonicznym (uskokowym). W pobliżu krawędzi północno-wschodniej Gór Sowich w pobliżu wsi Kamionka można zauważyć grupę kilku odizolowanych wierzchołków (Kawka-Żebrak-Wilczyna), których pochodzenie jest najprawdopodobniej właśnie takie - oddziela je od głównego masywu Gór Sowich obniżenie, wg badań powstałe przypuszczalnie na uskoku równoległym do UBS.

2001.08.14 (wt)

Niezbyt wczesnym rankiem, po wejściu na (otwartą już) wieżę widokową na Wielkiej Sowie, schodzimy do Walimia-Rzeczki. Zakupy, zwiedzanie sztolni niemieckiej hitlerowskiej fabryki (przypuszczalnie) Riese (filia obozu koncentracyjnego GrossRosen).
Przejście przez Masyw Włodarza, zejście do Jugowic, później szosą (częściowo "kocie łby") do Zagórza Śląskiego. Nocleg w schronisku młodzieżowym, wieczorem jeszcze turystyczne ognisko razem z grupą studencką, spotkaną rano na Wielkiej Sowie i teraz znów w schronisku.

2001.08.15 (śr)

W święto Wniebowzięcia NMP z rana znienacka odwiedzenie kościółka w Zagórzu Śląskim. Później wejście na górę do zamku, gdzie na szczęście udało nam się zostawić ciężkie plecaki, aby zrobić sobie "na lekko" spacer dookoła zalewu. Wcześniej jeszcze zostaliśmy oprowadzeni przez przewodnika po zamku, wysłuchaliśmy wykładu historycznego, legend i bajd... Wejście do zamku w Zagórzu Śląskim

Na zamku w Zagórzu Śląskim

Droga brzegiem jeziora (Zalewu) prowadzi z zamku po bardzo ostrym stoku, szczególnie jeśli chodzi o fragment od ośrodka wypoczynkowego do zapory; w niejednym miejscu ciągle czynne osuwiska niszczą ścieżkę, tak że po naprawieniu mieści się na niej i tak tylko jedna osoba. Dochodzimy do zapory. Górna cz. zalewu (Jez.Bystrzyckie) z zamku

Zapora w Lubiechowie zlokalizowana jest w bardzo wąskim przełomie Bystrzycy (założonym prawdopodobnie na kilkukilometrowym uskoku), dlatego może być nieduża a wysoka (44m), lekka betonowo-kamienna, a spiętrzenie jest dość duże. Już w samym miejscu, w którym stoi zapora, podłoże skalne jest dość interesujące geologicznie, w miarę oddalania się od niej możemy być świadkami dość dużego jego zróżnicowania. Zapora w Lubiechowie

W rejonie zapory występują gnejsy (paragnejsy) sowiogórskie smużyste i warstewkowe, częściowo zmigmatyzowane. Migmatyzacja jest to proces częściowego wytapiania łatwiej topliwych minerałów podczas przebywania skały w strefie średnio wysokich temperatur (niższych od 1000 st.C); jako jeden z pierwszych upłynnieniu ulega występujący w dużych ilościach kwarc, tworząc po później zastygnięciu (po milionach lat...) jasne smużki, układające się nierzadko w malownicze "szlaczki". Przechodząc koroną zapory można znaleźć wiele wmurowanych okazów pobliskich gnejsów z takimi właśnie formami, użytych przez budowniczych zapory jako dobry materiał budowlany.Stadium migmatyzacji, poprzedzające stadium magmatyzacji (praktycznie całkowitego upłynnienia skały) jest też dość zróżnicowane; w wyniku często współwystępujących z wysoką temperaturą naprężeń może dość do przemieszczenia tych minerałów, które jako ciecz (w przybliżeniu) po upłynnieniu mogą łatwiej migrować do stref mniejszych ciśnień. W ten sposób np. może dość do ich akumulacji z rejonach zluźnień tektonicznych bądź starych szczelin. Przypuszcza się, że taką właśnie genezę ma specyficzny wytopnieniowy pegmatyt występujący m.in. właśnie też w pobliżu zapory.

Pegmatyt jest skałą grubokrystaliczną, żyłową, czyli utworzoną poprzez iniekcję - wtryśnięcie płynu w szczelinę, lukę wśród otaczających skał; ponieważ zawiera minerały w niższych, od pozostałych, temperaturach ulegające wytopieniu, prowadzi to w ten sposób do selekcji mineralnej składników skał, w efekcie wyjątkowo wiele ciekawych minerałów można często w nim spotkać w stosunkowo dużej koncentracji, łącznie z pierwiastkami ziem rzadkich itd.. Niektóre pegmatyty są gospodarczym źródłem tych minerałów i pierwiastków.

Podobne pegmatyty można spotkać też w Bystrzycy Górnej, kilka kilometrów w dół doliną rzeki Bystrzycy. W ogóle ta miejscowość stanowi swego rodzaju "Eldorado" geologiczne, jedno z niewielu tak bogatych w Polsce, podobnie jak już zwiedzane wcześniej Kletno, tylko że tym razem bardziej petrograficzne - występuje tu na stosunkowo małym obszarze szczególnie dużo ciekawych i przydatnych również pod względem dydaktycznym wystąpień skał. Wspomniany pegmatyt, też trochę różniący się od typowych (najczęstszych) pegmatytów, jest szczególnie odsłonięty w rowie pomiędzy torem kolejowym (już od kilku lat nie używanym i zarośniętym) a dróżką przechodzącą przez niego i odchodzącą w kierunku południowym, w górnej części miejscowości, około 700 metrów powyżej (w stronę Zagórza Śląskiego) mostu szosy nad torami. Podana powyżej lokalizacja może swoją banalnością wzbudzać uśmiech, w przypadku szczególnie Bystrzycy Górnej jest to jak najbardziej na miejscu, bowiem... to dopiero początek takich opisów. W pobliżu tego pegmatytu, w odległości może kilkudziesięciu metrów widzimy przy drodze w dużym stopniu zarośniętą ścianę starego niewielkiego kamieniołomu. Znaleźć w nim można bardzo ciekawe okazy dość różnej skały - serpentynitu, z wyraźnie widocznymi warstewkami minerałów: ciemnozielonego (ziemistego) antygorytu i jaśniejszego, zielonkawego chryzotylu. Idąc torem w stronę w.w. mostu mijamy tuż obok odkrywkę z rzadką skałą piribolitem, zbliżoną do granulitów (dawniej skały w tym miejscu były nieprawidłowo uważane za eklogit); znaleziono w niej okazy granatów o średnicy do 5 cm, co jak na warunki polskie (i nie tylko) stanowi bardzo dużo. Około 50 m (?) od w.w. mostu, zbliżając się do niego, mijamy po drugiej (północnej) stronie toru wychodnię granulitów z niewielkimi, lecz dość licznymi granatami (pirop, almandyn). Pod samym mostem występują kilka metrów od siebie (!), po przeciwnym stronach toru, dwa odsłonięcia z dość różnymi skałami: od strony południowej nietypowy gnejs, czyli skała metamorficzna, ze skaleniami, zbliżony do granulitów (lecz nie posiadający granatów), o składzie mineralnym podobnym do granitów, a wieku rzędu 440 milionów lat. Po drugiej (północno-zachodniej) stronie toru widzimy wychodnię magmowego (wyjątkowo) hornblendytu, należącego do skał silnie zasadowych (mało kwarcu), składającego się głównie z hornblendy zielonej oraz amfiboli szeregu antofyllit-gedryt, o wieku rzędu 1340 (!) milionów lat, czyli o wiele starszego (jest to jedna z najstarszych skał w Sudetach i w Polsce). Dodatkowo jeszcze np. w lesie na zachód od miejscowości znajdują się hałdy po starej kopalni ołowiu, na których znaleźć można okazy galeny. Na tym wyjeździe nie udało nam się z różnych przyczyn dotrzeć do Bystrzycy Górnej, miało to jednak miejsce podczas innych wyjazdów, a ten opis dość pasuje do całokształtu charakterystyki okolicy powyżej opisanych miejscowości.

Po przejściu przez koronę zapory w Lubiechowie i przechodzimy około 500 metrów dalej, gdzie z bocznej dolinki (też prawdopodobnie założonej na uskoku) wypływa mały strumyczek, a stosunkowo niedaleko od jeziora jest specyficzne "źródło", z betonowego obmurowania wypływa z metalowej rury zimna woda. Liczni wczasowicze od czasu do czasu nabierają tej wody do butelek do picia i ochłody, podczas gdy jest duża szansa, że jest ona... trująca, a w każdym razie niezdatna do picia. Uważna analiza bowiem tego miejsca doprowadza do wniosku, że nad tym ujęciem znajduje się stara zarośnięta hałda kopalniana starej kopalni ołowiu (galeny), a ujęcie może być wypływem z zamkniętej starej sztolni kopalnianej. Na hałdzie tej jak i w potoczku pod nią znaleźć można srebrzyste (bądź zwietrzałe ciemne) okazy galeny w białym ciężkim barycie. Jest to jedna z wielu sztolni w tej okolicy, z których część została zalana przez jezioro, a które należały do właścicieli zamku; czerpali oni korzyści z wydobycia ołowiu i współwystępującego srebra. Od strony geologicznej - można podejrzewać, iż złoża te utworzyły się też z odmieszania, podobnie jak pegmatyty, lecz dużo później, gdy górotwór był już mocno schłodzony, a krążyły z nim jedynie roztwory wodne niosące rozpuszczone minerały (siarczki jak galena, baryt i inne), są to bowiem przeważnie złoża pneumatolityczno-hydrotermalne.
Obchodzą jezioro dalej (patrząc na planie - zgodnie z ruchem wskazówek zegara), dochodzimy powoli wąską spokojną szosą do jego górnej końca, gdzie jest zlokalizowany ośrodek wczasowy z domkami i jest wejście na pieszy most wiszący. Stanowi on nie lada atrakcję dla dzieci i młodzieży, ze względu na swoją konstrukcję i stosunkowo niewielką masę już nawet kilkuosobowa grupa może go niemało rozbujać, jak iż przechodzenie zaczyna być utrudnieniem... Idąc dalej przechodzimy znów obok ośrodka na lewym brzegu i wspinając się ścieżką leśna (którą kilka godzin wcześniej schodziliśmy) do zamku, zastanawiamy nad dalszymi planami na ten dzień. Czeka nas jeszcze trochę popołudniowej wędrówki, co w połączeniu dodatkowo z małą lecz kosztowną czasowo awarią jednego z plecaków, musi mobilizować. Jeszcze tego dnia odchodzimy z Zagórza Śląskiego szlakiem niebieskim na zachód, w dość szybkim tempie przekraczając wzgórze Klasztorzysko i przełęcz Niedźwiedzią, nocujemy w namiotach na skraju lasu trochę dalej. Jak się ma okazać, będzie to ostatnia noc w namiotach na tym wyjeździe.

2001.08.16 (czwartek)

Następnego dnia podążamy dalej przez Rusinową, Nowy Poniatów, do Wałbrzycha, przez wzgórza Lisi Kamień i Ptasią Kopę, aby skończyć w schronisku młodzieżowym Daisy w pobliżu stacji Wałbrzych-Miasto. Po drodze "zwiedzamy" hałdy po dawnych kopalniach węgla Teresa i Krakus, co zabiera trochę czasu, pomimo że efekty poszukiwań geologicznych na nich to bardziej niż mizerne. Cóż, już tak to jest, że zróżnicowanie złóż jest bardzo duże i niektóre pokłady zawierają liczne tak nielubiane przez górników a kochane przez geologów-poszukiwaczy domieszki i wtrącenia, a inne tylko bezpostaciowy węgiel, łupki i piaskowce. Na szlaku w pobliżu w.w. wzgórz (stanowiących "wianuszek" wychodni odporniejszych na erozję karbońskich piaskowców, zlepieńców i mułowców) doznajemy daleko posuniętego uczucia zagubienia... Szlak jest bowiem poprowadzony w sposób tak skomplikowany, jak to w niewielu miejscach można znaleźć. Niedługo po wyjściu z Nowego Poniatowa skręca wąską ścieżką w las, po czym następuje wśród trudno przebieżnych krzaków, na pochyłym terenie, szybka seria kilku zakrętów o 90 stopni i krótkich prostych (rzędu kilkudziesięciu metrów), tak, iż nie wiadomo w którą stronę w zasadzie zamierza on ostatecznie się udać, a mapa nic nie pomaga z uwagi na kilkukrotnie zbyt małą skalę. Sytuacja jest zabawna (lub niemiła, zależnie od okoliczności), na szczęście udaje nam się go znaleźć trochę dalej, w plątaninie krzaków i ledwo widocznych ścieżek (prawdopodobnie nie tylko my się delikatnie gubimy, każdy idzie jak uważa, więc zamiast jednej ścieżki jest kilkadziesiąt niewyraźnych). Późniejsza malowniczość trasy, pomimo nawet bardzo upalnego dnia, poprawia bardzo szybko humor. Przez drzewa widzimy panoramę Wałbrzycha, a ścieżka trochę krążąc, ciągle zmieniając kierunek i wysokość, "zrzuca" nas wreszcie w mieście, po krótkiej chwili znajdujemy schronisko.

2001.08.17 (piątek)

Ambitne plany budzą nas około godziny 6. Po siódmej, z małymi plecakami (duże zostały w schronisku, będziemy tu jeszcze raz nocować) wsiadamy już do pociągu, pierwszego środka lokomocji aż od Międzylesia, jedziemy do stacji Boguszów-Gorce Zachód, "podziwiając" krajobraz częściowo zamarłego górniczego miasta i pilnie się go ucząc z okien pociągu... Będzie to miało niebagatelne znaczenie w ciągu tych 2 dni.
Po opuszczeniu pociągu wskakujemy na pobliską hałdę kopalni Witold (trudno powiedzieć, czy zamkniętej, wg naszych danych już od kilku lat, niemniej urządzenia wyciągowe są ciągle nie zdemontowane, inaczej niż to jest w przypadku innych kopalni). Hałda jest niegościnna, nic na niej ciekawego nie ma, zwiedzamy więc pobliski widoczny z niej kamieniołom czerwonawych ryolitów i ryodacytów; tu wyniki są trochę lepsze, choć też nie rewelacyjne. W tym stadium wyjazdu nie musimy już dużo zastanawiać się nad minimalizowaniem znalezisk, bo już nie grozi nam ich długie noszenie w wielkim plecaku, więc chciałoby się coś ciekawego znaleźć...
Szybko wracamy do centrum, przechodzimy przez również nieinteresująco po bliższym kontakcie hałdę kopalni Klara, stokiem Mniszka i idziemy do dzielnicy Koło, w kierunku kopalni barytu. Zastany na miejscu widok wprawia nas w małe osłupienie.
Wiemy że od czasu powodzi w 1997, gdy została (na krótko przed i tak planowanym zamknięciem) zalana tak, iż już opłacało się ją tylko i wyłącznie szybko zamknąć, kopalnia barytu w Boguszowie-Gorcach, sławna na cały kraj, jest nieczynna. Niemniej po przyjściu na miejsce zobaczyliśmy tylko w dolince średnio rozległą kamienistą łąkę, jakby rozsypaną hałdę. Dalej stał jakiś dom, zamieszkały, pan wyrywający na polecenie żony sałatę z przydomowego ogródka zainteresował się naszym niezdecydowaniem i zapytał, czego szukamy. Kopalni? "O tam jest, musicie się trochę cofnąć. O tam pod tym drzewem jest dół, tam jest zasypany szyb, trochę tylko osiada. Ja też pracowałem w tej kopalni... Teraz nic tu nie ma, tylko hałda została. Idźcie sobie, poszukajcie, może coś znajdziecie. Tu jest trochę inaczej, tam w Stanisławowie to było więcej fluorytu (?), ty raczej baryt...". Krótka i bardzo przyjacielska rozmowa nie zniwelowała jednak uczucia smutku. A więc to to...
Na miejscu kopalni nie zostały prawie żadne budynki, ani nawet praktycznie ślady po nich. Żadne urządzenia. Kamienista pustynia. Poszliśmy na hałdę, lecz nic szczególnie ciekawego nie udało się znaleźć. W stosunku do Stanisławowa, gdzie we wcześniejszych latach mieliśmy okazję być, a przed laty nawet zjechać na dół (wprowadzając tym pewną konsternację bo czyniąc problem ze zrealizowaniem dziennego napiętego planu wydobycia), przedstawiało się to trochę inaczej. Tamta kopalnia była mniejsza, podlegała gospodarczo tej, ale była dużo bogatsza mineralogicznie. Ile rozmaitych i niejednokrotnie ciekawych okazów z niej do dziś geolodzy posiadają...
Naglący czas rzucił nas przez tą część Boguszowa, do Starego Lesieńca. Tam, po krótkiej rozmowie ze starszym mieszkańcem, "przez płot", wobec ciągłego niespokojnego spoglądania na zegarki zdecydowaliśmy się obejrzeć trzy widoczne na mapie (i w terenie) kamieniołomy tylko z odległości kilkuset metrów ("Co tam kopali?", "A, taki kamień, tam to jeszcze kilka lat temu, a w tamtym to już za Niemców przestali, zarośnięty jest. To jest to co tam dalej, w Czerwonym Borze"). Kamieniołom w Czerwonym Borze znamy, sprzed kilku lat, jest nawet dość ciekawy, czasem można tam niejedna ładną rzecz znaleźć. Jeśli uda się do niego wejść, bo pracuje ciągle.
Po drodze mijając zarośniętą hałdę kopalni Wiktor (nawet jeśli na niej coś można ciekawego znaleźć, to i tak jest to trudne, grzebanie w ciemnych krzakach wśród korzeni drzew ma małe szanse powodzenia), chcieliśmy przejść obok samej kopalni (czynnej obecnie lub niedawno), na mapie bowiem była tam zaznaczona droga przelotowa. Jednak wchodząc, mijając jedną i drugą bramę po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że jesteśmy na terenie... Zakładu Przeróbki Barytu. Dodatkowo mało zniszczone i niestare tablice informowały i reklamowały zakład na drodze dojazdowej. Zakład działał, taśmociąg pracował, ale jak otwarte i pusto, to wchodzimy. Po chwili wyszedł z hali mężczyzna, zobaczywszy nas zbliżających zapytał się co tu robimy. "Można przejść? Na mapie jest droga...", "Nie, to zamknięty zakład", "Zakład? Barytu? Myśleliśmy, że zakład nie działa, tam widzieliśmy kopalnie, dawno zamknięta...?", "Hm... Działa, pracuje. No dobrze, to przejdźcie, ale jeśli ktoś was będzie pytał jak tu weszliście - to nie widziałem was". Dopiero później od niezależnej osoby (ale spoza "zawodu") dowiedzieliśmy się, że baryt do tego zakładu sprowadzają z Czech.
Docieramy do Kuźnic Świdnickich, następnie przez las, wyjątkowo dziki na tą zindustrializowaną okolicę, przez Glinik Nowy szybko idziemy w stronę stacji Wałbrzych Główny. Malowniczo wygląda na wielkim torowisku "w powietrzu" (zabudowano małą dolinkę schodzącą ze wzgórza Barbarka) rządek zielonych lokomotyw spalinowych SU-45 i in.. Mijamy stację i kierujemy się szybko, wzdłuż torów na Jedlinę, stadionu i przez osiedle Podgórze II w stronę tunelu. Prawie biegniemy. Jest wczesne popołudnie, gdy doń docieramy i wchodzimy do środka. To dlatego tak się spieszyliśmy! Za kilka minut (ale precyzja...!) ma równoległa nitką (tunel wybudowano bodajże w 1908 roku jako 2 niezależne równoległe i idealnie proste nitki, na przestrzeni prawie 2 km połączone tylko 3 łącznikami o długości około 20 metrów) przejeżdżać pociąg osobowy. Ostatni planowy pociąg o którym wiemy, później ma być przerwa, a nie mamy czasu. Chwila oczekiwania i - jest! Pomimo tego, że stoimy w odrębnym, niezależnym tunelu przy pierwszym łączniku, efekty wentylacyjne, sprawdzone już kiedyś wcześniej, są warte przeżycia. Po seansie wychodzimy na tą samą stronę. Przy wyjeździe kłąb spalin (na tej linii nie ma trakcji elektrycznej) wyciągnięty "efektem tłoka" z tunelu za pociągiem, który przez sekundą ucichł w dali. Siadamy na murku, strumyk szemrze, możemy zjeść mocno opóźnione drugie śniadanie... Jeszcze mijają nas 2 czy 3 pociągi towarowe. Może jednak nie zamkną, w dobie powszechnej "restrukturyzacji", tej linii do Kłodzka (takie były kiedyś "pogłoski"), w przeciwieństwie do wielu innych...Wchodzimy wyżej do kamieniołomu (tury ryolitowe itd., dla budownictwa raczej, prawdopodobnie na kruszywo), bo pobieżnym obejrzeniu dwóch dolnych poziomów wydobywczych odechciało nam się. Schodzimy obok cmentarza, w kierunku Wałbrzycha. Poniżej cmentarza, w okolicy skrzyżowania szos, supermarket Biedronka. Środek dnia roboczego, a tu pusto, światła w środku wygaszone...? Z ciekawości podchodzimy bliżej, na drzwiach kartka "Zamknięte. Brak prądu". Jakie proste? A niektórzy wymyślają, jak walczyć z supermarketami...
Kierujemy się częściowo szosą, potem poprzez straszne krzaki (inaczej nie damy rady "uderzyć") na nasyp kolejowy i dalej torami, w ciągłym strachu przed pociągiem (tędy przejeżdża połowa Dolnego Śląska) przez okolice kopalni Staszic (ładnie wygląda z góry z bardzo wysokiego w tym miejscu nasypu, ale nie zachęca do odwiedzin) a następnie na wielką hałdę kopalni Bolesław Chrobry. Hałdy w Wałbrzychu

Ta hałda wzbudziła dziś rano naszą ciekawość, swoim ogromem chyba przytłacza inne, a z okien pociągu z nasypu wielkie ciężarówki w trudzie wdrapujące się pylistą drogą na jej szczyt wyglądały jak małe mróweczki. Musimy to zobaczyć z bliska. Po przejściu jednego wzgórza (bardzo stara hałda? chyba nie... wygląda inaczej) i przekroczeniu kanałka wchodzimy widzianą rano drogą na szczyt. Trzeba szybko, jeszcze zbliżając się widzieliśmy jeżdżące samochody, zaraz coś nas może rozjechać (i zadusić pyłem). Nic takiego jednak się nie dzieje, później okaże się, że właśnie skończyli pracę, popołudnie zaczyna już być późne. Co oni tu jednak wwożą? Hałdę tę znamy sprzed kilku lat, można tu było znaleźć bardzo ciekawe okazy, jej kopalnię (antracytu - to jeden z najcenniejszych węgli) Bolesław Chrobry też, tuż sprzed jej zamknięcia i zasypania w 1998. Natomiast teraz przywożą oni tu jakiś miał, a może popioły z elektrowni. Strasznie się to pyli, zasypali tym już całość okazy mineralogiczne i paleontologiczne zaginęły bezpowrotnie... Z niesmakiem i rozgoryczeniem, schodzimy na szosę z drugiej strony, porządnie utytłani pyłem. Gubimy go częściowo w kilkudziesięciominutowej drodze pieszo przez prawie całe miasto do schroniska...

2001.08.18 (sobota)

Znów rano jesteśmy przy stacji. Dzisiaj ma miejsce podział grupy. Kto nie zna zamku (pałacu, rezydencji) w Książu, ten jedzie go zwiedzić, reszta idzie zwiedzić wzgórze królujące nad Wałbrzychem niczym Giewont nad Zakopanem - czyli Chełmiec; spotkać mamy się w dzielnicy Biały Kamień, na skrzyżowaniu, o czternastej . Podążymy z tą drugą częścią... Wysiadamy z tego samego pociągu na tej samej stacji, co dnia poprzedniego. Przechodzimy przez miasteczko i spokojnym szlakiem wśród mokrych jeszcze łąk a potem lasów (z absolutnie nieprzyzwoitą ilością niewidocznych wielkich pajęczyn rozpiętych w poprzek ścieżki) na stromych zboczach Chełmca wchodzimy dość szybko na szczyt. Tam już jest trochę ludzi, dzieci grają w piłkę (jak ktoś mocniej kopnie, to ją chyba znajdą w samym Wałbrzychu...), przyszli szlakiem z innej strony. W zasadzie to pozostaje nam tylko kibicować, bo z widoku "nici" - pomimo już dość późnego przedpołudnia zalega mgła, widoczność kilkaset metrów. Robimy jakieś mgliste zdjęcia monumentalnego krzyża i stacji nadawczej (śmiesznie wygląda) i po krótkim śniadaniu schodzimy. Dopiero teraz zaczynają nas strasznie boleć nogi, już lepiej było podchodzić... Na chwilę gubimy szlak, co pozwala nam szerzej zobaczyć, co się tutaj dzieje; czy te wyręby lasu nie spowodują, że któregoś pięknego dżdżystego lata stromy Chełmiec nam spłynie...? Dochodzimy do podnóża, stary wykop kolejowy zastanawia. I przy okazji mała humorystyczna scena, grupka 4 flirtujących raźno pedałujących osób mija nas podjeżdżając łagodną już w tym miejscu drogą. Nie wyglądają na wytrawnych podróżników rowerowych, co po chwili jest wręcz namacalne... Po upływie dosłownie 3 minut przejeżdżają, już w dół. Podjazd był zbyt stromy...

Góra Chełmiec jest dość ciekawą formą morfologiczną, szczególnie względem otoczenia, podobny jest do niej "mniejszy brat", góra Mniszek. Chełmiec nie jest wulkanem, lecz jest formą dość podobną genetycznie, w tym sensie wcześniejszą. Jest to wzniesienie powstałe w wyniku wypiętrzającego działania występującej pod dużym ciśnieniem lawy (na tak niewielkich głębokościach, tutaj maksymalnie kilkuset metrów, mówimy już raczej o lawie a nie magmie), która powoduje podniesienie skał (w tym wypadku osadowych - piaskowców, zlepieńców karbońskich i in.). Na przełomie karbonu i permu lawa ryolitowa i ryodacytowa intrudowała w tym rejonie. Dlaczego nie doprowadziło to do powstania wulkanu jak w innych miejscach? Przypuszczalnie dlatego, że taka kwaśna lawa ma stosunkowo dużą lepkość i przy spadku temperatury szybko traci płynność i plastyczność, tworząc "czop" uniemożliwiający dalszy wypływ. Wulkany (jako takie) o takim składzie mineralnym występują na świecie bardzo rzadko, na ogół właśnie materiał zastyga jeszcze pod ziemią. Od tego czasu (kilkaset milionów lat), wierzchnie warstwy zostały w dużym stopniu zerodowane, odsłaniając ryolity i ryodacyty.

Grupa z Książa miała w tym czasie okazję zwiedzić malowniczy wąwóz Pełcznicy pod zamkiem. Spotkaliśmy się na skrzyżowaniu, aby zrealizować ostatni geologiczny punkt wyjazdu - hałdę przy dawnej kopalni Wiesław. Hałda ta jest obecnie chyba jedyną rokującą jakiekolwiek nadzieje dla zbieraczy, my też postanowiliśmy ją zwiedzić, co też się udało. Okazy ładnie zachowanych odcisków flory górnokarbońskiej w łupkach i piaskowcach a także kryształy dolomitu z konkrecji, oraz innych minerałów (np. baryt, piryt, gips) dociążyły małe plecaki porządnie. Znów szybki powrót przez miasto do schroniska, gdzie jeszcze raz zostały duże plecaki, tam szybki prysznic i przepakowanie i uginając się pod już niemożliwie ciężkim bagażem znaleźliśmy się na (na szczęście bliskim) dworcu. Jakoś nawet udało się wsiąść do nocnego pociągu pośpiesznego...
Wyjazd można uznać za udany, udało się połączyć przyjemne z pożytecznym. Zainspirował do następnych podobnych wyjazdów, byle nie za często, cały czas się usilnie uczyć to chyba trochę... niezdrowo...