W dniach 13-14.04.2002 odbył się 38 Wiosenny Złaz PW Puszcza Biała. Kierownikiem Złazu był Marcin Wojciechowski. Byliśmy razem na trasie Kursu OT a zarazem trasie kołowej. Zaczęło się na stacji PKP Przetycz niewielkim deszczem ale na szczęście z zapowiadanych prognozami opadów nic nie wyszło i był to jedyny deszcz tego jak też następnego dnia. Było nas 20 osób. Z Przetyczy do Porządzi teoretycznie nie jest daleko ale nie tym razem. Trasa omijała od płn Długosiodło i przez Pecynę - Lipniak Majorat- Białe Błoto - Jaszczułty ok. wpół do 9 dotarła do szkoły w Porządzi. Dzięki wspólnym staraniom udało nam się przejść tego dnia 36 km. W szkole zeszło się nas (no może niezupełnie zeszło) ok. 57 osób. Obok szkoły jest wyznaczone miejsce na ognisko przy którym zastaliśmy nawet przygotowane drewno. Po północy śpiewanki przeniosły się do szkoły ale było to już raczej wrzaskliwe śpiewanie. O zmrużeniu oka w tym ruchliwym harmiderze trudno było mówić. W niedzielę trasa z Porządzi doszła przez Pulwy i Sieczychy do stacji PKP Zygmuntowo Mazowieckie (8 km) skąd została odebrana przez pociąg o godz. 13:06
Kto nie był niech żałuje przynajmniej tych 44 km.
Z turystycznym pozdrowieniem
Bogdan Ziółkowski
Grupę WF-istów, którą Franek powierzył mi w opiekę, praktycznie prowadził
Włóczykij. W związku z tym miałem lekkie zadanie dbać o spójność grupy.
Wysiedliśmy w Zygmuntowie Mazowieckim. Pierwszy odcinek drogi był
identyczny, jak w zeszłym roku na trasie kursu OT (Ci co szli, to
pamiętają), czyli Sieczychy - Zagórze - Dalekie. Następnie ścieżkami
leśnymi, oraz większymi drogami (biegnącymi równo ze wschodu na zachód lub
północy na południe) dotarliśmy do Leszczydołu (do skraju lasu). Następnie
idąc na zachód przez gajówkę Nowiny minęliśmy Ochudno od strony
południowej i skierowaliśmy się bardziej na północ. Znaleźliśmy niebieski
i czerwony szlak (być może ich przecięcie również, ale już nie pamiętam),
po czym skierowaliśmy się do Starej Wsi. Stamtąd przez Porządzie-Kolonia
dotarliśmy do celu - szkoły podstawowej w Porządzi.
Trasa, jak twierdzi Włóczykij liczyła 25km. Tempo było wolne (wg. Włóczykija i tych szybko idących WF-istów), albo szybkie (zdanie dwóch panienek idących z reguły na końcu, które od samego początku szły przez całą drogę dokładnie takim samym tempem). Na miejsce dotarliśmy na godz. 18:50 przybywając jako drudzy (jako pierwsi przyjechali rowerowcy z Hałaburdy).
Apteczka powierzona mi przez Franka została wykorzystana częściowo. Ale bez obaw - rany leczyli nie WF-iści, lecz Styki idący (biegnący) 42,5km pod kierownictwem Piotra Buciaka (rozmiar buta 46,5 [faktycznie Piotr Buciak ma rozmiar 48 - przypis MK]). Najlepiej o odniesionych obrażeniach świadczy wypowiedź Jarka ze Styków, który (sam ledwo żyjąc) stwierdził, że koleżanka (ze Styków) potrzebuje scyzoryka do oddzielenia nóg od butów.
WF-iści natomiast nie byli zmęczeni wycieczką i wyglądali na zadowolonych. Szybko jednak zrezygnowali z siedzenia przy ognisku i udali się spać. Szczypiący w oczy dym dawał się we znaki, co spowodowało, że wszyscy uczestnicy rajdu przenieśli się do szkoły. Śpiewanki trwały do po czwartej nad ranem.
Powrót wyglądał następująco: Jak się obudziliśmy z Włóczykijem, to prawie wszystkich WF-istów już nie było. Po śniadanku zabraliśmy ze sobą jeszcze kilka osób ze Styków i poszliśmy powoli (zygzakiem) do Leszczydołu na pociąg (13:18).
To w telegraficznym skrócie tyle, jeżeli chodzi o trasę WF-istów, którzy okazali się być całkiem fajnymi osobami. Jeśli mogę poczynić pewną sugestię, to zachęcałbym organizatorów do większej integracji WF-istów z pozostałymi uczestnikami rajdu. Mam tu na myśli wysyłanie części WF-istów na oficjalne trasy jedynkowe/stykowe lub innego rodzaju wymieszanie ludzi.
Pozdrawiam
Marcin Kędziorek