Nie za krótkie sprawozdanie z XLI rajdu “Noc Świętojańska”
26-27.06.2004
W ten piękny, prawie słoneczny dzień większość uczestników zebrała się na Dworcu Warszawa Wileńska, aby udać się w nie dotknięte aż tak bardzo cywilizacją północno-wschodnie zakątki Mazowsza i wspólnie wyruszyć malowniczymi szlakami Puszczy Kamienieckiej. Wraz z zaprzyjaźnionymi Kołami i Klubami turystycznymi działającymi na naszej uczelni: Klubem Turystycznym Chemików “RedOx”, oraz Klubem Turystycznym Elektryków “STYKI”, udało nam się zorganizować aż 7 tras (4 trasy piesze i 3 trasy rowerowe), z których 3 wyruszały z dworca o tej samej porze. Na miejsce zbiórki zaczęło przybywać coraz więcej uczestników. Ciężko było się zdecydować, czy wyruszyć z Urli, czy z Sadownego Węgrowskiego – obie trasy zapowiadały się ciekawie. Po niedługim czasie przybyli również rowerzyści z RedOx-u, świetnie przygotowani do drogi, wyposażeni w odblaskowe kamizelki. Kupiwszy bilety wsiedliśmy do pociągu jadącego w kierunku Małkini ...
Trasa piesza nr 1 Koła PTTK nr 1.
Szkic: SADOWNE PKP - Krupińskie - Rez.Czaplowizna - Brzóza - Wywłoka - Szumin – Rez. Jegiel - Łazy - Nadkole - Wyspa na Liwcu. 30Km/ 30pkt.OTP
Trasa przebiegała prawie przez całą wschodnią (na wschód od Liwca) część Puszczy Kamienieckiej. Nowi uczestnicy rajdu, a takich było kilku na mojej trasie, mieli okazję poznać piękno nadbużańskich lasów, zobaczyć wsie w których czas się zatrzymał, zobaczyć meandrujący Bug i jego starorzecza... Wszystkich uczestników mojej trasy (łącznie ze mną) było 13. Szczęśliwa liczba! Wśród tych 13 osób aż 10 było na rajdzie po raz pierwszy!
Marsz rozpoczęliśmy od stacji PKP Sadowne. Stamtąd powolutku szlakiem czerwonym zagłębialiśmy się coraz bardziej w kamienieckie lasy... Bardzo szybko wzrok nasz przykuły wdzięczące się z gęściutkich krzaczków jagody. Nie odmówiliśmy sobie przerwy na jagodowy-mini-posiłek:). Ruszyliśmy dalej i mijając wieś Krupińskie położoną nad wijącą się przez lasy rzeczką Ugoszcz, a w niej ogromny dąb - pomnik przyrody - dotarliśmy do pierwszego rezerwatu na trasie. Rezerwat Czaplowizna - chroniący przede wszystkim piękny i dziki obszar lasu oraz zamieszkujące go ptactwo. Mijając rezerwat po raz pierwszy dały znać o sobie komary. Atakowały całymi chmarami, nawet podczas szybkiego marszu! Po wyjściu z rezerwatu znów mały - kanapkowy postój: zatrzymaliśmy się na skraju rezerwatu, tuż obok gospodarstwa - schroniska - utworzonego tu przez jeden z warszawskich oddziałów PTTK.
Dalej, mijając strumień Dzięciołek, wciąż czerwonym szlakiem podążaliśmy w kierunku zachodnim. Fragment lasu który mijaliśmy nosił wyraźne piętno rzeźby glacjalnej: długie, łukowate piaszczyste wydmy, podmokłe obniżenia, pofałdowany teren... Przed jedną z takich wydm zboczyliśmy ze szlaku kierując się bardziej na północny-wschód. Naszym celem było dotarcie do wsi Brzóza. Wieś ta leży w dolinie dolnego Bugu u ujścia rzeczki Ugoszcz do Bugu. Ciekawostką jest iż zachowała się w tej wsi architektura ludowa. I rzeczywiście! Przechodząc przez Brzózę natknęliśmy się na wspaniałe drewniane chaty, o zrębowej lub sumikowo-łątkowej konstrukcji ścian, niektóre kryte jeszcze słomą. Klimat iście niemazowiecki! Trudno dziś na Mazowszu spotkać takie budownictwo. Większość budynków posiadała charakterystyczne - wycinane w drewnie lub rzeźbione zdobienia wokół okien lub drzwi, często aby podkreślić ich urodę, malowane dodatkowo białą lub niebieską farbą... W gospodarstwach studnie z bardzo pomysłowym żurawiem - wykorzystującym widełki i przednie koło roweru... Natknęliśmy się także na, tak rzadko już dziś spotykane, dachy brogowe...
W Brzózie zrobiliśmy mały postój i odpoczynek, podczas którego spotkaliśmy uczestników trasy rowerowej naszego rajdu. Po wyjściu z Brzózy udaliśmy się w kierunku letniskowej wsi Wywłoka, położonej nad starorzeczem meandrującego Bugu. Tam też nad wodą zrobiliśmy dłuższy 'popas' ;) Uczestnicy trasy otrzymali pamiątkowe plakietki oraz ulotki na których później mogli dostać potwierdzenie przebycia trasy oraz punkty do OTP. Z Wywłoki ruszyliśmy w kierunku Szumina, lecz zanim tam dotarliśmy pokluczyliśmy trochę wśród nadbużańskich łąk. W jakiś - niewyjaśniony - sposób znaleźliśmy się wśród meandrów Bugu. Wdrapaliśmy się na wał przeciwpowodziowy i zobaczyliśmy że z 4 stron otacza nas woda! No i jeszcze wał zakręcał skutecznie w kierunku Broku co absolutnie nam nie pasowało;) Trzeba było wracać do Wywłoki. Okazało się później że nasze mapy były nieaktualne. Nasyp po którym szliśmy nie był w ogóle naniesiony na mapy, nie było też zaznaczone miejsce w którym przekroczyliśmy jeden z meandrów wchodząc na coś w rodzaju półwyspu;) . Po wycofaniu się z rozlewisk Bugu znów weszliśmy w lasy i po niedługim marszu dotarliśmy do Szumina. Jest to typowo letniskowa wieś położona nad samą rzeką Bug. Zabudowania choć wypoczynkowe - to jednak widać że nie istnieją tu od wczoraj. Wieś ta jest jedną z pierwszych miejscowości turystycznych w tych okolicach. Z Szumina ruszyliśmy szlakiem czerwonym w głąb puszczy. Po drodze natknęliśmy się na drugi na trasie rezerwat. Rezerwat Jegiel w którym chronione jest nietypowe zbiorowisko leśne: świerczyna na glebie torfowej. Cały obszar lasu objęty ochroną znajduje się w obniżeniu terenowym - wyraźna jest przez to granica pomiędzy rezerwatem a resztą lasu... Ciekawa jest też nazwa rezerwatu: Jegiel, pochodząca od podlaskiej ludowej nazwy świerku.
Z rezerwatu skierowaliśmy się na południowy-zachód w kierunku Nadkola. Niestety niezbyt dobrze oznaczony w tym miejscu szlak czerwony zmylił nas i zaburzył nieco nasz marsz; weszliśmy w strasznie gęste zarośla, rzuciły się na nas chmary komarów, brnęliśmy w pokrzywach i trawach po pas, a na koniec okazało się że trzeba wracać bo drogę zagradza nam głęboki rów z wodą! Wróciliśmy do drogi z której wcześniej zeszliśmy i poszliśmy szlakiem czarnym. Nie mogliśmy jednak zbyt długo nim iść gdyż jego kierunek nie pokrywał się z naszym docelowym. Skręciliśmy więc w pierwszą napotkaną drogę na południe. Byłem przekonany że dojdziemy nią do Nadkola, okazało się jednak że decyzja o zejściu ze szlaku była zbyt wczesna i wieś do której dotarliśmy to były Łazy. Miny uczestników wycieczki nie były już tak pozytywnie uśmiechnięte jak na początku więc należało podjąć szybką decyzję... Poszliśmy na przełaj, z kompasem, przez las. Po około 0.5 godz. Marszu dotarliśmy do Nadkola! Tam małe zakupy; woda do picia, kiełbaska na ognisko... i ruszyliśmy na docelową wyspę. Wyspa ta znajduje się zaraz za wsią Nadkole, wejście na nią bez zamaczania butów możliwe tylko z prawego brzegu rzeki Liwca... Gdy weszliśmy już na wyspę przywitali nas przybyli wcześniej uczestnicy innych tras...
Podsumowując: Trasa miała nie być długa - zrobiliśmy około 30 km! Najbardziej zmęczeni wydawali się tzw. WF-iści obecni na trasie... Zdobyliśmy 30 pkt do OTP. Jeśli ktoś zbiera dodatkowo punkty na Odznakę Turysta Przyrodnik to może wpisać 20 pkt (Nadbużański Park Krajobrazowy - 8, Pomnik Przyrody - Dąb w Krupińskiem - 2, rez. Czaplowizna + Jegiel - 2x5). Osobiście uważam trasę za udaną i bardzo przyjemną. Pogoda dopisała, nie było ani upału ani deszczu które mogły nam na prawdę dokuczyć... Jedynym czynnikiem denerwującym były wszechobecne komary.... ale to widać taki rok mamy;)
Dziękuję wszystkim uczestnikom za obecność i wytrwałość!
Z pozdrowieniami: Łukasz Skłodowski.
Trasa piesza nr 2 Koła PTTK nr 1.
Po opuszczeniu pociągu na stacji w Urlach okazało się, że trasa pierwsza liczy 24 osoby. Powitani przez Martę,po zapoznaniu się i ogłoszeniach drobnych ruszyliśmy między brzozy, by zapoznać sie z miejscowością. Poszukiwania 'krzyża Francuzów' z 1943 roku okazały się nieefektywne. Jednakże sama zabudowa Urli okazała sie bardzo ciekawa. Drewniane domy z dużą ilością ozdób, kolorów, a także ... wejść. Dla przykładu na skrzyżowaniu napotkaliśmy dom trzydrzwiowy!
Uwaga uczestników była jednak niepodzielna – pierwszy napotkany sklep w Urlach cieszył się dużym powodzeniem, a zainteresowanie nim skutecznie skłaniało uczestników do dezercji. Wynikiem był przymusowy postój, który z kolei był dla niektórych świetną okazją do śniadania. Następną atrakcją był drewniany most na Liwcu, po przejściu którego skierowaliśmy sie na Borzymy.
Minęliśmy ogródki działkowe,za którymi zatrzymaliśmy się na pierwszy planowany popas, niestety warunki niesprzyjające-wiatr i chmury-szybko wypędziły nas na dalszą wędrówkę. Kolejną atrakcją (ta trasa to były same atrakcje:)) była stacja Borzymy PKP. Wzdłuż torów, polną drogą skierowaliśmy się na Budziska. Budziska powitały nas ruchliwą drogą na Wyszków, tirami i spalinami. Kilkaset metrów wzdłuż drogi wzmocniło nasz pociąg do natury. Poddaliśmy mu się skręcając w prawo przy kapliczce i poddając się poszukiwaniom czarnego szlaku. Te poszukiwania towarzyszyły nam jeszcze długo, długo. Pojawianie się czarnego szlaku zaznaczę w stosownym momencie, tzn. kiedy ów się pojawi. Więc poruszaliśmy się nieistniejącym czarnym szlakiem. Razem z lasem zaczęły się zmasowane ataki komarów,które towarzyszyły nam dzielnie na całej trasie nie opuszczając nas niemalże na krok. Piękna,soczysta zieleń, soczyste trawy charakterystyczne dla terenów podmokłych, olchy, brzozy droga miejscami z widocznym zwierciadłem wody oraz już wspominane, ale jeszcze nie dość, komary, komary - to duży skrót. Do tego jeszcze jagody!! Duże i dużo. Ale .... natura bywa złośliwa i można byłoby wystosować zależność wprostproporcjonalną ilości jagód do ilości komarów.
Chodzenie kszalem również nie było nam obce, dodatkowo urozmaicane skokami przez rowy z wodą. Tereny piękne i dzikie, ale cywilizacja o nas nie zapomniała – napotkaliśmy młodnik z małymi dębami i głęboką orką – rowami do 0,5m i oczywiście z wodą lub wyraźnymi śladami po niej. Ciekawie, ciekawie ... I zmiana otoczenia na suchsze, sosnowe, spotkanie zbierających jagody z nieprzyjazną psią obstawą i postój na mchu ze słońcem. Na nim to zastał nas (zaskoczył nas) cichuteńki samochodzik z dziadkami i pieskiem (...?), który pobiegał między nami.
Następnym punktem był rezerwat Jegiel – świerczyna na torfie!! Rezerwat w obniżeniu. Pod tablicą zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i w drogę. Kierowaliśmy się na Nadkole czerwonym szlakiem i tu znaleźliśmy początek(!) czarnego!! Droga prosta i szeroka doprowadziła nas na
przecięcie z trasą rowerową 'Jedynki' - Konrada! Dalsza trasa przebiegała szybko i spokojnie przy nadzorze tam bywalca – Kamili (Dzięki!). Nadkole!!, czyli sklep i szaleństwo zakupów kiełbasiano-ciastkowo-napojowych i wyspa. Pierwsi byliśmy! Wszyscy! Cali! zdrowi!
Za uczestnictwo i wytrwałość dziękuje kierownictwo.
Pozdrawiamy
Marta Otto i Aleksandra Alberska
Trasa rowerowa KTCh RedOx.
W trasie wzięło udział 7 osób. Pierwszego dnia plan wykonaliśmy z nawiązką, gdyż zamiast planowanych 50km, ku ogólnej radości i aprobacie, przejechaliśmy prawie 90km. Trasa: Prostyń (PKP) - Stoczek - Łochów - Nadkole. Niestety, nie udało się dotrzeć do Muzeum Gwizdków w Gwizdałach, gdzie znajduje się największa wystawa gwizdków w Polsce. W czasie trasy uczestnicy wycieczki poznali faunę i florę regionu oraz zapoznali się z przykładami ciekawej i oryginalnej architektury wiejskiej.
Pozdrawiam
Filip Stefaniak
Trasa rowerowa KTE Styki.
Godzina 19-30. D.S. Bratniak, Wawa, Grójecka 39. Dwóch dzielnych osobników Ssynek K. i Faraon H. wsiadają na swoje rumaki i podążają w kierunku ulicy Dickensa gdzie z osprzętem do ciężkich wypraw czeka na nich Martinez S. Przez niecałą godzinę razem walczą ze sprzętem, po czym we dwójkę ruszają dalej. Najpierw most Łazienkowski potem droga na Rembertów, o godzinie 20.43 mijają zegar przy Rawarze. Średnia prędkość 27-29km/h a za autobusem ZTM nr.182 - 35km/h. Marsa, Żołnierska w końcu dojeżdżają do Zielonki. Tutaj wzbudzają przerażenie i histeryczny śmiech na ulicach gdyż ludność z prowincji nie zna takich wynalazków jak latarki - czołówki. Wołomin, tutaj droga nie jest najlepsza, prędkość spada. Są na 25-ym kilometrze trasy. Pada propozycja - "Za 10km robimy przerwę". Faraon słabnie, czuje lekkie kłucie w piersiach. Prędkość spada 21-22km/h. To zły znak, a przed nimi przecież jeszcze długa droga. Wokół nich zapada noc. Czerwcowa noc nie jest nocą, jest tylko chwilą krótką jak mrugnięcie oka dnia. Ta chwila zastaje ich w lesie koło Tłuszcza. Robią sobie 5min przerwy. Chwila na napicie się wody. - Ssynek, powiedział Faraon. - Słucham?, odpowiedział ssynek. -18 km temu mieliśmy zatrzymać za 10km stwierdził Faraon. - 19km temu, poprawił Ssynek.
Ruszyli dalej. Tłuszcz minęli szybko. Chwilę za miastem, zrównał się z nimi mercedes 126p z miejscowym establishmentem w środku. - Przepraszam bardzo, zapytał się grzecznie ich rzecznik. - Czy dobrze jedziemy do Mokrej Wsi. Niestety drużyna nie znała drogi. Wszyscy zatem rozstali się w pokoju i pojechali swoją drogą. To była ta sama droga.
Później poszło już szybko, średnia 23.8km/h Jadów, przejazd kolejowy w Urlach, Puste Łąki. Tutaj ekipa znacznie zwolniła. Było za piętnaście dwunasta. Przejechali most i zaczęli szukać drogi w lewo , droga miała doprowadzić do Nadkola. Niestety z winy Faraona skręcili trochę
wcześniej i wkopali się tym samym w nadliwczańskie piaski. 5 km które przejechali zajęło im ok 30min. Lecz w końcu trafili do Nadkola. Tam kierując się wszystkimi możliwymi zmysłami a zwłaszcza szóstym i połową siódmego odnaleźli wyspę która udawała półwysep. Ha! Nas nie oszukasz zakrzyknęli - Ty jesteś wyspą półwyspie! I tak po 4h jazdy i przejechaniu 85km trafili na polanę gdzie spotkali grupę śpiewającą przy obrzędowym ognisku, która na ich widok z miejsca kazała im zdjąć gacie.
(Owa grupa kazała im zdjąć gacie coby chłopaki nie zmoczyli zbytnio odzieży skacząc po wianki do Liwca - dopisek kierownictwa trasy)
Pozdrawiam
Paweł Hańczur
Ześrodkowanie
Tradycyjnie już ześrodkowanie odbyło się na wyspie na rzecze Liwiec w pobliżu Nadkola i Świniotopu. W porównaniu z zeszłym rokiem wiele się zmieniło. Przede wszystkim pojawiła się tabliczka z nazwą miejscowości “Nadkole” przy drodze asfaltowej, śnieżno biała, więc pewnie tegoroczna. Na wyspę (a właściwie półwysep od zeszłego roku) udało się tym razem przejść suchą nogą bez najmniejszych problemów. Bogdan zaobserwował na wyspie ślady bobrów :))
Przed przybyciem na wyspę otrzymaliśmy od rowerzystów informację o znalezieniu wyspy, ale kilka kilometrów dalej, niż znajdować się powinna. Czyżby jakaś wyspa stowarzyszona? Może warto wziąć to pod uwagę przy organizowaniu następnej imprezy?
Po przybyciu na wyspę rozbiliśmy namioty i udaliśmy się po drewno na ognisko. Cały czas trwał budzący niemałe emocje konkurs na przyniesienie najdłuższego kawałka suchego drewna. Piotr, Mariusz i Marcin bili wszelkie rekordy, a ich znaleziska zostały nawet uwiecznione na zdjęciach. W tym czasie dziewczyny wiły wianki, przygotowując się powoli do obrzędów Nocy Sobótkowej.
W międzyczasie dotarł na wyspę prowadzący trasę popołudniową Michał Segit. Michał mile zaskoczył wszystkich przynosząc na wyspę jeszcze “świeże i ciepłe”, nowiutkie, okolicznościowe koszulki 50-lecia istnienia Koła PTTK nr 1 przy Politechnice Warszawskiej (projekt autorstwa Marty Otto, wykonanie Piotra Kępki).
Równolegle trwało przygotowywanie ogniska. Po wstawieniu wody na herbatę skorzystaliśmy z okazji że jest jeszcze widno i zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie przy ognisku. Na wyspę dotarli tuż przez zapadnięciem zmroku uczestnicy trasy prowadzonej przez Piotra Kępkę. A o zmroku przy ognisku rozpoczęło się granie na gitarze, konkursy i zabawy towarzyszące obrzędom Nocy Świętojańskiej.
W pierwszej kolejności miało miejsce roztrzygnięcie konkursu na najładniejszy wianek. Zwyciężyła Maryna, która oprócz samego wianka zaimponowała również tradycyjnym strojem ludowym, który przyjechał prosto z Lublina. Inne wianki były na tyle ładne, że Jury postanowiło przyznać najlepszym nagrody pocieszenia. Nagrodami były słodycze, oraz literatura turystyczno-krajoznawcza.
Następnie został nagrodzony Piotr, który przyniósł największy kawałek suchego drewna.
Rozpoczęły się kolejne konkursy. Jednym z nich zadaniem uczestników było zagranie na przypadkowo wybranych instrumentach muzycznych (niekiedy rzadko używanych) do pewnej melodii. Uczestnicy stanęli na wysokości zadania, pomagając sobie przy tym śpiewem. W kolejnym konkursie uczestnicy mieli za zadanie narysować karykaturę kierownika własnej trasy. Rysunki wyszły im wspaniale – widać, że ludzie mają talent – wkrótce powiesimy je w naszej siedzibie i każdy będzie mógł je na spokojnie obejrzeć.
Najwięcej emocji wzbudził konkurs na najlepiej wykonaną mumię. Uczestnicy otrzymali papierowe taśmy, którymi mieli możliwie najdokładniej pokryć przedstawiciela swojego zespołu, tak, aby przypominał on prawdziwą mumię. Obu zespołom się ta trudna sztuka udała, ku uciesze zebranym przy ognisku.
W pewnym momencie w oddali zamigotały światła rowerowe. Czyżby Styki dotarły na wyspę? Chwilę później mogliśmy się już na własne oczy o tym przekonać – wszyscy dotarli cali i zdrowi pomimo trudnej jazdy po ciemku.
Jako, że w międzyczasie wybiła północ, więc po kilku piosenkach przenieśliśmy się nad wodę, gdzie miał miejsce punkt kulminacyjny Nocy Sobótkowej – rzucanie wianków do wody. Z wyławianiem wianków problemów nie było (od 2000 roku woda w najgłębszych nawet miejscach nie sięga do pasa), za to wiele kłopotów sprawiło zidentyfikowanie właścicielek wianków. W końcu jakoś się udało zidentyfikować nierzadko właściwe osoby, a każdy, kto złapał wianek w dowód wdzięczności przeniósł swą wybrankę na drugi brzeg rzeki i spowrotem.
Wróciliśmy na miejsce ogniska, gdzie śpiewy przy dźwiękach turystycznej gitary trwały aż do białego rana. Bezchmurna i ciepła noc pozwoliła mi spędzić cały ten czas przy ognisku. Niestety o trzeciej nad ranem wstały komary i strasznie przeszkadzały najpierw śpiewać, a później spać .....
Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i szykowaliśmy się do dalszej drogi. Na ten dzień również w planach było kilka tras.
Trasa powrotna nr 1 Koła PTTK nr 1.
Przejście z wyspy do pociągu zajęło 2 godz. 8 min. Trasa liczyła 9.7 km.
WYSPA NA LIWCU - Błonie - Kamieńczyk - Skuszew – RYBENKO (szlak żółty)
Piotr Kępka
Trasa powrotna nr 2 Koła PTTK nr 1
Szkic: Wyspa na Liwcu - Kamieńczyk - Świniotop - Gać - Podgać -Basinów - Pałki - Szewnica PKP. 18 km, 18 pkt OTP
Liczba uczestników: 5 - do Kamieńczyka, 4 - do końca :) - pozdrawiam i gratuluję wytrwałości
Trasa powrotna była zupełnie improwizowana;) Pomysłów było kilka; od powrotu do Urli wzdłuż Liwca, przez Kamieńczyk do Rybienka, Wyszkowa, przez dojście do Mostówki itp... Ostatecznie okazało się że większość uczestników rajdu nie ma siły na długą trasę i ograniczyli się do powrotu do najbliższego PKSu czy PKP (np. Rybienko). My jednak w składzie : Ja, Ola, Marta, Maja i do Kamieńczyka Marcin - kierownik rajdu, pobyczyliśmy się na wyspie do godz.2 po czym ruszyliśmy na Kamieńczyk. Zwiedziliśmy tam piękny neogotycki kościół z XIX wieku oraz obeszliśmy rynek - na którym panuje niesamowity - małomiasteczkowy klimat! W Kamieńczyku rozstaliśmy się z Marcinem - który spieszył się do W-wy i szybkim krokiem udał się do Wyszkowa (ok 8 km). My zaś spokojnym marszem opuściliśmy Kamieńczyk i weszliśmy w puszczańskie lasy. Trasa wyglądała dość specyficznie gdyż podstawą w orientacji nie była mapa lecz kompas - wielokrotnie szliśmy bezdrożami, łąkami, miedzami i lasami trzymając się ściśle kierunku: na południe! Mijając odległe od cywilizacji wsie (Gać, Pdgać, Pałki) dotarliśmy ostatecznie do Szewnicy, skąd mieliśmy pociąg o godz. 20:49 do W-wy. Uważam że uczestnikom tej trasy należy pogratulować wytrwałości, gdyż 18 km po wcześniejszej 30 km trasie i nie przespanej nocy to całkiem niezły wyczyn!
Moje gratulacje: Łukasz Skłodowski
Podsumowanie
Rajd wypadł fantastycznie! Organizowany był przez absolwentów tegorocznego kursu Organizatora Turystyki PTTK, którzy przygotowali całą oprawę imprezy: ciekawy program krajoznawczy, pamiątkowe plakietki, oraz konkursy i zabawy.
Zaszczyciło nas swą obecnością ogółem 68 osób, a w śród nich kilkoro doktorantów i doktor Politechniki Warszawskiej. Niestety wiele osób z powodu trwającej jeszcze przez tydzień sesji egzaminacyjnej, nie mogło wziąć udziału w imprezie.
Zapraszamy za rok na XLII Noc Świętojańską!
Pozdrawiam
Marcin Kędziorek