Obóz namiotowy
GORCE-PIENINY-i-nie-tylko:)
W obozie udział
wzięło (łącznie z organizatorami) 13 osób:
1.Marcin
Milewski
2.Michał Klementys
3.Małgorzata Grzenda
4.Adam
Rojek
5.Konrad Górski
6.Marta Otto
7.Aleksandra
Alberska
8.Marcin Mazur
9.Leszek Żochowski
10.Andrzej
Cudziło
11.Michał Sobociński
12.Justyna
13.Łukasz
Skłodowski
Z Warszawy wyruszyliśmy 19 lipca nocnym pociągiem,
by już 20 lipca z samego ranka
znaleźć się w Nowym Targu...
20
lipca
Nowy Targ-PKP -Nw.Targ-Rynek -Nw.Targ-Kościół
Św.Katarzyny -Nw.Targ-Kościół Św.Anny
-Kokoszków
-Waksmund -Łopuszna-Dworek Tetmajerów -Wyżni Zrąbek -Polana
Cyrhlica
-Bukowina Waksmundzka -Polana Świderowa -Długie Młaki
-Turbacz-SchroniskoPTTK
Trasa
bardzo wymęczyła uczestników, zwłaszcza w jej pierwszym
odcinku (Nw.Targ -Łopuszna). Po szybkim zwiedzaniu Nowego Targu
próbowaliśmy dojść polnymi drogami do Łopusznej, niestety, jak
to często bywa, drogi drogami , a muy przedzieraliśmy się przez łąki,
jary, krzaki mocząc przy tym straszliwie buty. Tak dotarliśmy do
Waksmundu gdzie zdecydowaliśmy dojść do Łopusznej asfaltem... Ten
odcinek nie był przyjemny: duży ruch na szosie, upał i upał! W
Łopusznej pod Dworkiem Tetmajerów niektórzy ucięli
sobie drzemkę, ogólnie dłuższy postój... Pod sklepem
spożywczym w Łopusznej zostałem, jako kierownik grupy, ochrzaniony
porządnie przez miejscowego pijaczynkę: Chłopie! Wpierdoliłeś ich
2 razy! Z Nowego Targu mieli byście 2 razy krócej!!! I tak
niezłamani ruszyliśmy pod Turbacz. Szlak był piękny, zwłaszcza gdy
przechodził przez polany (Cyrhlica, Waksmundzka). Na jednej z nich
dłuższy postój by zaczerpnąć wody ze źródełka
wskazanego nam przez miejscowych zamieszkujących owe polany...
Śliczne miejsce!
Do schroniska na Turbaczu dotarliśmy około 20:00.
Szybko postawiliśmy namioty i zaczęliśmy przygotowywać ognisko na
pierwszego obozowego pawia, którego było oczywiście mało!
21
lipca
SchroniskoPTTK -Turbacz (1310m) -SchroniskoPTTK
-Długa Hala -Gabrowa Polana -Jaworzyna -Średniak -Przysłop -Polana
Bieniowe - Hale Gorcowskie-SBN
Gdy tylko opuściliśmy
schronisko i weszliśmy na pierwszą polanę (Dł.Hala) coraz bardziej
dawały znać o sobie grzmoty nadciągającej burzy. Wdrapaliśmy się na
górę, na wschodnim krańcu polany, pod sporawą chałupkę U
Metysa. Tam przeczekaliśmy straszenie, gdyż buża przeszła bokiem.
Już chcieliśmy wychodzić gdy z drugiej strony pasma zaczęła grzmieć
kolejna burza. Ta także przeszła bokiem, ale pozostawiająć za sobą
zachmurzenie i gęste mgły... Jakże niesamowity był widok gdy na
przełęcz zaczęły się wdzierać kłęby niskich chmur! Przez moment widać
było jakby góra się broniła -opary docierały do szczytu i
zawracały... nie trwało to jednak długo, gdyż chmury sprytniejsze się
okazały i zaatakowały z drugiej strony. W krótkim czasie
przestrzeń wypełniła gęsta i wilgotna mgła... Ruszyliśmy w kierunku
Gorca. Po drodze mijaliśmy legendarną Bulandową Kapliczkę oraz
Zbójecką Jamę, która okazała się zwykłą dziurą w ziemi,
ale warto się było do niej przedzierać przez gorczańskie krzaczory;).
Potem były już tylko lasy lasy i lasy... Na bazie namiotowej pod
Gorcem przywitano nas chlebem i solą! Obsługa była bardzo miła, a
baza dobrze zorganizowana... Namioty rozbiliśmy z widokiem na góry,
a dokładniej na Jaworzynkę Gorcowską zwaną inaczej Piorunowcem... Gdy
się obudziłem następnego dnia rano to widok ten sprawił że poczułem
się jak w raju... bo przecież gdzież ja byłem, jak nie w raju?
22
lipca
Hale Gorcowskie
-Gorc -Polana Gorc Kamieniecki -Nowa Polana -Gołdymy -Rzeki -Gołdymy
-Polana Gorc Kamieniecki -Gorc -Hale Gorcowskie
Pierwsza
wycieczka bez-tobołowa. Planowana pętla miała być znacznie dłuższa,
ale gdy zaczęliśmy brać poprawki na osoby słabsze spowalniające grupę
musieliśmy ją znacznie skrócić. I raczej dobry był to pomysł.
Potrzebna była jakaś krótsza droga, by następnego dnia uderzyć
na Lubań... Tego dnia mieliśmy piękne widoki zwłaszcza z Polany Gorc
Kamieniecki. We wsi Rzeki zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy spowrotem
skracając sobie drogę przez gęste lasy karpackiej puszczy...
Wieczorem była gorczanka(danie oparte na 4-dniowym chlebie),
ognisko, troche śpiewogrania... do namiotów pogonił nas deszcz
który lunął znienacka...
23 lipca
Hale
Gorcowskie -Jaworzyna Gorcowska -Borysówka -Polczyki
-Ochotnica Dolna -Polana Morgi -Polana Jaworzyny Ochotnickie -Lubań
-SBN-Lubań
Oj baliśmy się tego przejścia! Trasa długa,
a i podejście na Lubań podobno katowskie! Już nawet były plany, że
napiszę, awaryjne -nocleg na dziko gdzieś pod pasmem Lubania.... Hale
Gorcowkie pożegnały nas mgłami. Jaworzynka nie chciała się rano
ukazać, dopiero musieliśmy na nią wejść... Do Ochotnicy Dolnej
doszliśmy dość szybko, tam zrobiliśmy zakupy i pożegnaliśmy jednego z
uczestników: Konrada... On wskoczył w autobus do Krakowa, a my
okulbaczeni uderzyliśmy na Lubań! Podejście masssakra! Aż się ciemno
przed oczami robiło! Na Paśmie Lubania spotkaliśmy pierwszych
turystów, którzy pocieszali że Lubań już blisko, a tam
przepyszne naleśniki! To dodało nam jakby energi by wspiąć się
ostatni raz tego dnia na szczyt Lubania. Ze szczytu widać już było
namioty bazowe, jednak od razu na bezę nie zeszliśmy. Trzeba się było
jakoś pozbierać w sobie po tym straszliwym podejściu;)
24
lipca
Lubań
-Jaworzyna -Marszałek -Krościenko -Grywałd -Grywałd-Kościół
-Gronik -Polana Niżna Skałka -Lubań
Baza na Lubaniu
jest zorganizowana że aż głowa boli! Wszystko pod sznurek, linijkę,
etc... Deski do krojenia pozaznaczane mają strony (cebula/stół,
chleb/stół...), namioty stoją w rzędach jak stragany na
bazarze, a obsługa bazy... cóż;) nosy w gary wsadzają i żeby
tylko! Hehe;) Daleko też do wody, a woda płynie, a raczej skrapla się
baaaardzo poooooowooooli... Tyle o bazie.
Kolejna trasa
bezplecakowa. Spokojnym i przyjemnym szlakiem zeszliśmy do
Krościenka. Po drodze trochę nas zmoczyło... w Krościenku
obejrzeliśmy kościół, pokręciliśmy się wokół rynku i
zrobliliśmy potrzebne zakupy. Asfaltem paskudnym ruszyliśmy do
Grywałdu aby zobaczyć tamtejszy drewniany zabytkowy kościółek.
Potem znów w górę -podejście pod Lubań. Z tej strony
mniej męczące niż z Ochotnicy. Po drodze mijaliśmy ruiny dawnego
schroniska na Lubaniu, które po spaleniu nie zostało
odbudowane...
25 lipca
Lubań
-Przełęcz Snożka -Krośnica -Czorsztyn -Czorsztyn Zamek(zwiedzanie)
-Niedzica Zamek (zwiedzanie zamku)
Na Lubaniu
pożegnaliśmy się z Gorcami i zeszliśmy w doliny zaludnione poszukać
pracy oraz wdzięcznej narzeczonej;) no może nie do końca tak było ale
zeszliśmy. Na przełęczy Snożka ostatecznie podziękowaliśmy Gorcom za
gościnę i wkroczyliśmy w krainę Pienin. Dość szybko znaleźliśmy się w
Czorsztynie, gdzie zwiedziliśmy zamek, a potem wodną taksówką
przepłynęliśmy przez jezioro Czorsztyńskie do Niedzicy. Tam szybko
znaleźliśmy pole namiotowe Camp Michał i udaliśmy się na Niedzicki
Zamek. Po zwiedzaniu tego przybytku kolejny kombinowany posiłek:
makaron+twaróg+dżem... dodatków było mało -saaaame
kluchy! Wieczorkiem późnym, a może nocnym przedpołudniem jak
mawiał jeden, podreptaliśmy w kilka osób na zaporę popatrzeć
na oba zamki... tylko Niedzicki był podświetlony.
26
lipca
Tego dnia
pożegnaliśmy kolejnych dwóch uczestników: Michała S. i
Justynę.
Pierwsza
trasa przez Pieniny i pierwszy dzień deszczu. Ja z Michałem K., który
nie czuł się zbyt dobrze by iść w góry przejechaliśmy do
Sromowców Niżnych busem, reszta grupy poszła pieszo. W
Sromowcach lało gdy dojechaliśmy. Rozbiliśmy się z namiotem na
tamtejszym polu namiotowym. Dostałem SMSa od reszty grupy że są cali
morzky i przydała by się jakaś kwatera -miałem sprawdzić schronisko
PTSM w szkole w Sromowcach Niżnych. Okazało się że schronisko to nie
istnieje już od 5 lat. Wylądowaliśmy na dywaniku u pani dyrektor owej
szkoły -za 12 zł/os. Trzeba jeszcze było zwinąć mój namiot z
pola namiotowego. Pochwalę się że spakowanie plecaka i zwiniecie
namiotu zajęło mi 7 minut! Po kilku dniach okazało się że namiot
zwinąłem z otwartym nożem w środku i pokrowcem od kurtki
przeciwdeszczowej;)
27 lipca
Sromowce
Niżne -Przełęcz Szopka -Trzy Korony (982m) -Góra Zamkowa
-Ostry Wierch -Sromowce Niżne.
Drugi
dzień deszczu. Lało całą noc bez przerwy. Tego dnia powrócił
do nas Konrad. Pomimo deszczu grupa tfffardzieli zdecydowała się iść
w góry. Owinęliśmy się foliami -ja wyglądałem jak UFO -i
opuściliśmy ciepły i suchy domek:) Dzięki wspaniałej pogodzie nie
musieliśmy płacić za wstęp na Trzy Korony, a napotkanych turystów
można było policzyć na palcach -co się raczej nie zdarza na tym
szlaku... Przemokliśmy totalnie. Doczłapaliśmy się do naszego domku i
rozpoczęliśmy suszenie. Dunajec nabierał siły...
28
lipca
Jaworki -Wąwóz
Homole -SBN pod Wysoką -Wysoka (1050m) -SBN pod Wysoką
Trzeci
dzień deszczu. Sromowce Niżne pożegnaliśmy zza szyby autobusu.
Dojechaliśmy do Szczawnicy. Tam zakupy i kolejnym PKSem do Jaworek.
Wciąż lało. W Jaworkach podjeliśmy decyzję że idziemy pod Wysoką do
bazy namiotowej. Nie wszystkim się ten pomysł podobał; Adam z Gosią
postanowili przejść do schroniska pod Durbaszką, ale nie był to dobry
pomysł, bo nie było tam wolnych miejsc i musieli wracać do nas do
bazy:) Przez wąwóz Homole przeszliśmy bez problemu; potem było
straszne błoto i znaleźliśmy się w SBN pod Wysoką. Tu wynajęliśmy
sobie wojskowego NS-a -dla 9 osób:) Wypiliśmy po ciepłej
herbatce i ruszyliśmy w strugach deszczu na Wysoką. Ale to było
wejście! Zimno, mokro, wiatr i błoto na szlaku! Wróciliśmy
cali mokrzy i zziębnięci. Przydał się mocno bazowy piec:)
29
lipca
SBN pod Wysoką
-Wąwóz Homole -Jaworki -Biała Woda -Przełęcz Rozdziela
-Wierchliczka -Wysoka -SBN pod Wysoką.
Niemożliwe! Rano
przestało padać! Tego dnia pożegnaliśmy kolejne osoby: Konrada,
Marcina Mil., Adama i Gosię... Zostało 7 osób. Słów
kilka o bazie: Bazę prowadzą eskapebole z Łodzi, jak ich potem
nazywaliśmy;) Na bazie panuje nieład, brud i w ogóle syf!
Eskapebole myją kubki w kałużach, wylewają pomyje pod stół,
schodzą do Jaworek, tam piją a wieczorem wnoszą się nawzajem do
bazy:) Poza tym spuszczają WC-tojki do strumienia i dziwią się
straszliwie gdy myjemy się w zimnej wodzie... dziwni ludzie. Mimo to
są dość sympatyczni i służą pomocą mieszkańcom bazy.
Jak już na
początku zostało wspomniane, rankiem przestało padać. Ruszyliśmy więc
na szlak by zrobić planowaną pętlę przez Małe Pieniny. Pomimo dużej
wody przez Homole dało się przejść. Później zakupy w Jaworkach
i dalej w góry! Rezerwat Biała Woda i przełęcz Rozdziela,
która rozdziela Pieniny od Beskidu Sądeckiego. Piękne
pastwiska i śródleśne polany. Tylko widoków brak, bo
chociaż nie padało to nad okolicą wisiały niskie i ciężkie chmury...
Wracając do bazy zboczyłem ze szlaku by obejrzeć ruiny bacówki.
Spłonęła ponoć w Sylwestra. Dziś pozostały tylko resztki murów
poprzerastane jarzębiną, kaliną i pokrzywami... Ta krótka
wycieczka w bok skutecznie przemoczyła mi buty;)
30
lipca
SBN pod Wysoką
- Wąwóz Homole -Jaworki -Czarna Woda -Pokrywisko -Wielki
Rogacz -Chatka pod Niemcową.
Czwarty dzień deszczu.
Wczorajszy jego brak uznaliśmy za anomalię pogodową. Spakowaliśmy
toboły i ruszyliśmy przez Homole do Jaworek. Jeszcze zanim tam
dojdziemy napiszę słów kilka o bazie; przez środek bazy zaczął
płynąć strumień, rano w kuchni było błoto po kostki (za kuchnią po
kolana), zaś strumień w ktorym się dzień wcześniej myliśmy zamienił
się w potok gęstego żółtego błota! Postanowiliśmy zejść do
Jaworek w klapkach/sandałach. I ci którzy tak zrobili dobrze
postąpili. Z bazy nie dało się wyjść suchą nogą. Strumień skutecznie
zagrodził drogę. Poza tym Homole płynął całym wąwozem nie zostawiając
miejsca dla szlaku turystycznego. Mostki zakrywało w wielu miejscach,
a w jednym to tak że idąc mostkiem woda sięgała kolan... Na samym
dole wąwazu przy kasie biletowej (oczywiście pustej w taką pogodę)
wisiała informacja, że wstęp do wąwozu wzbroniony ;)
W Jaworkach
pożegnaliśmy się z Martą, największą twardzielką naszego obozu, która
musiała wyjechać wcześniej...
Tu też pożegnaliśmy Pieniny.
Uznaliśmy że jeśli one nas tak nie lubią i utopić chcą to my
pójdziemy wyżej -w Pasmo Radziejowej Beskidu Sądeckiejgo. Tak
też zrobliliśmy. Szlak był dość ciężki, cały czas padało, wiało i
ogólnie nieprzyjemnie było. Przemoczeni i zziębnięci (standard
w ostatnich dniach) dotarliśmy do chatki pod Niemcową.
Bardzo miłe i klimatyczne miejsce, prowadzone przez Harisa, również
miłego, starszego (w porównaniu z nami-studentami) pana.
Wynajęliśmy sobie suche i ciepłe łóżeczka w chatce, szybko
napaliliśmy w piecu i rozpoczęliśmy suszenie...
Wieczorem niebo
się zaczęło rozchmurzać i po raz pierwszy od 5 dni zobaczyliśmy
gwiazdy! Piękny widok!
31 lipca
Chatka
pod Niemcową -Wielki Rogacz -Radziejowa -Mała Radziejowa
-Radziejowa -Wielki Rogacz -Niemocowa -Chatka pod Niemcową
-Szeroka Polana -Piwniczna -Szeroka Polana -Chatka pod
Niemcową.
Obudziło nas piękne Słońce! Sam wstałem
wcześniej by obejrzeć wschód Słońca. I się opłaciło. Jak to
miło zobaczyć Słońce po tylu dniach deszczu... doliny wypełniały
mgły, gęste jak bita śmietana spływały powoli w dół dolin...Na
gałązkach drzew, źdźbłach trawy i kwiatach wisiały kropelki rosy, lub
wczorajszego deszczu jeszcze, błyszczące w promieniach wstającego
Słońca. Serce roście patrząc... tak.
Po śniadaniu
podreptaliśmy na ostatni wspólny szlak -na Radziejową (1262m).
Wróciliśmy do Chatki i padła kolejna nagła decyzja: zostajemy!
Tzn.ja, Ola i Andrzej. Szybko rozbiłem namiot i jeszcze wspólnie
w 6 osób zeszliśmy do Piwnicznej, gdzie pożegnaliśmy się z
Marcinem Mazurem, Leszkiem i Michałem K. Wcześniej był jeszcze wypad
na Słowację dla zapaleńców (ja w nim nie uczestniczyłem), jak
się potem okazało po R-40, ale o tym później...
Powrót
na Niemcową można uznać za trasę nocną. Ledwo wyszliśmy z Piwnicznej
i zrobiło się ciemno. Mogliśmy za to podziwiać piękny wschód
księżyca. (szkoda Marto że tego z nami nie widziałaś...) Później
drogę oświetlały nam gwiazdy i właśnie księżyc... piękna to była
droga! W chatce zrobiliśmy szybki posiłek -zagęszczona cebulą,
kiełbasą i makaronem zupa grochowa z torebki:) A potem Ola z
Andrzejem którzy byli na Słowacji wyciągnęli z plecaka
tajemnicze R-40 (rum) i była herbata po góralsku:)
1
siepnia
Chatka pod
Niemcową -Wielki Rogacz -Radziejowa -Złomisty Wierch -Przehyba
-Skałka -wieś Przysłop -Dzwonkówka -Stajkowa -Krościenko
nad Dunajcem -(PKS) -Nowy Sącz PKP
Wstaliśmy
o 6 rano. Ola skarżyła się na ból kolana... trasa stała pod
znakiem zapytania. Zjedliśmy śniadanko i po namowach Oli
zdecydowaliśmu iść sami z Andrzejem na trasę przez całe pasmo
Radziejowej. Z Olą mieliśmy się spotkać w pociągu w Nowym Sączu...
Tak też zrobiliśmy.
Zaszumaiały nas powietrza
Ruszyliśmy
więc na szlak
Ten ostatni ten najlepszy
Przyszesł czas Pan dał
nam znać!
Szlak był iście
katowski; i długi i cieżki. W sumie naliczyliśmy 26 GOTów!
Mimo to warto było; pięknie ukazały się nam Tatry, z Wielkiego
Rogacza widać było nawet Babią Górę... W Schronisku na
Przehybie zrobiliśmy popas, tam też musiałem łyknąć trochę węgla;)
Szlak był ładny, ludzi nie za dużo. Bardzo ładnym i klimatycznym
miejscem okazała się wieś Przysłop, a zwłaszcza skrzyżowanie polnych
dróg i kapliczka upamiętniająca bohaterską śmierć harcerzy w
potyczkach z okupantem w II wojnie światowej... Potem była góra
Dzwonkówka z diabelskim podejściem i jeszcze gorszym
-rzeźnickim zejściem. Nogi szły już same, ja się za nimi wlokłem, a
gdy one się wykręcały na kamieniach zaciskałem tylko zęby z bólu
w kostkach... Andrzej wlókł się gdzieś z tyłu -na palcach
stąpał ostrożniej -bo stopy jak mówił miał już do obcięcia...
Takim to sposobem dwa trupy dotarły do Krościenka. Tam odbywały się
obchody, jak się później zorientowaliśmy, wybuchu powstania
Warszawskiego. Gdy zacząłem się rozbierać, zmieniać koszulkę i
spodnie przy miejskim zdroju ulicznym, przez środek rynku
przemaszerowała orkiestra strażacka... cały czas przyglądała się nam
mała dziewczynka... ciekawa co sobie o nas myślała? Zjedliśmy
prymitywny posiłek -frytki+XXX+browarek i ruszyliśmy na przystanek
PKSu skąd wyjechaliśmy do Nowego Sącza... Tam też w pociągu do
Warszawy spotkaliśmy się z Olą...
Podsumowanie
subiektywne
Obóz
pomimo złej pogody uważam za udany. Stworzyliśmy bardzo zgraną ekipę,
a Ci co dotrwali do końca (zejście z SBN pod Wysoką) mogą się uważać
za prawdziwych Czarnych Turystów! Ja sam muszę wspomnieć o
swoim plecaku, który rozsypał się już pierwszego dnia -na
Turbaczu. Pękł stelaż. Tam posklejałem go taśmą i trochę jeszcze
pochodziłem. Potem rozsypała się reszta stelaża w Sromowcach Niżnych.
Do końca obozu dochodziłem na niekompletnym stelażu usztywnionym
kawałkami drewna z bazy pod Wysoką;)
Należy też wspomnieć i
pogratulować zdrowia Oli i Marcie, których nic nie ruszyło
(mowa o biegunkach, bólach brzucha itp...) Ja byłem twardy do
ostatniego dnia, ale w powrotnym pociągu też mnie pokręciło;)
Dwa
słowa o odżywianiu się: podstawą były kanapki rano, a wieczorem paw.
Podstawą pawia była cebula, mięso (puszki lub kiełbasa), jakieś
ważywko i sos (przeważnie pomidorowy). Raz tylko zmuszeni byliśmy
robić pawia na ognisku -prawie zawsze był dostęp do kuchni... Poza
pawiem raz mieliśmy gorczankę (przepisu nie dam bo sam nie pamiętam),
spagetti i zupę grochową (ale te też moża uznać za odmiany
pawia)...
Łukasz Skłodowski (idziepoziemi@os.pl)