Sumak Izerski

...... . .

Obóz wędrowny w Górach Izerskich
i Karkonoszach

 

 

 

Wtorek 31.07.2007 r.

 

            Wyruszamy z Warszawy Wschodniej o godzinie 19:13 i jedziemy... niestety tylko do Katowic. W Katowicach na dworcu zaprzyjaźniamy się z jego mieszkańcami, którzy „obsiedli” nas jak muchy (średnio na jeża co 10 min. jeden z nich podchodzi do nas prosząc o kasę na jedzenie, piwo itp.).

Po około 1,5 h udaje nam się wyrwać ze szponów katowickich kloszardów i wsiąść do opóźnionego(!) i zatłoczonego pociągu relacji Przemyśl-Świnoujście. Mamy nim dojechać aż do Wrocławia, by tam w czasie krótszym niż 15 min. złapać pociąg jadący do Jeleniej Góry. Fakt, że pociąg, w który właśnie wsiedliśmy ma spore opóźnienie, nastraja nas niezbyt optymistycznie. Humorów nie poprawia nam także wrogo nastawiony do pasażerów kierownik pociągu, który nie chce zadzwonić i poprosić, aby jeleniogórski pociąg na nas poczekał.

Jakimś cudem, w ostatniej chwili, udaje nam się jednak złapać tenże pociąg. Zajmujemy wygodne miejsca siedzące w przedziałach i idziemy spać (na spanie mamy aż 3 h!) ;).

W Jeleniej Górze przesiadamy się do czekającego specjalnie na nas pociągu do Gryfowa Śląskiego (tym razem trafiliśmy na miłą panią konduktor, która bardzo chętnie nam pomogła i zadzwoniła gdzie trzeba) i znów idziemy spać .

 

Środa 01.08.2007 r.

 

            Około godziny 7:30 wysiadamy na stacji w Gryfowie Śląskim. Dzień zaczynamy leniwie. Wolnym krokiem udajemy się w kierunku rynku. Tu chwila na zakupy, potem śniadanko, kilka słów o gryfowskich zabytkach i historii miasta...

Potem już tylko „Wory wrzuć!” i udajemy się żółtym szlakiem w kierunku przeciwnym niż powinniśmy :D

            W końcu jednak udaje nam się odnaleźć właściwą drogę i kierunek marszu :) Docieramy nad Jezioro Złotnickie, oglądamy zaporę wodną, sprawdzamy co słychać w Złotnikach Lubańskich i co widać ze Słupca, odwiedzamy Giebułtów i (prawie) Mirsk. Na zakończenie dnia udajemy pociąg i wzdłuż torów nieistniejącej już linii kolejowej Gryfów Śląski-Świeradów Zdrój dotaczamy się do schroniska PTSM Halny w Kamieniu.

(a na kolacje oczywiście, jak zawsze przepyszny, pawik ;)

 

Czwartek 02.08.2007 r.

 

            Rano standardzik: pobudka, śniadanko, pakowanko i w drogę ;) Kroki nasze kierujemy w stronę Pobiedni. Tam ciekawi świata uczestnicy wycieczki mogą obejrzeć ruiny zabytkowego pałacu. W Czerniawie Zdroju lokalny przewodnik (spod budki z piwem) „oprowadza” nas po czerniawskiej skalnej Grocie. W godzinach popołudniowych odwiedzamy schronisko Na Stogu Izerskim. Niektórzy odważniejsi członkowie wyprawy zdobywają nawet sam szczyt – Stóg Izerski 1107m n.p.m.

Około godziny 18:00 docieramy do Chatki Górzystów, gdzie na kolacje jemy przepyszne omlety z jagodami. Tzn. w całości omlet udaje się pochłonąć tylko niejakiemu RW, reszta zawodników wymięka po zjedzeniu połowy wyżej wymienionego specjału. Z omletem przegrywa nawet sam kierownik obozu (choć od wygranej jest dosłownie o krok), który słynie z tego, że jedzenia na talerzu nie zostawi, choćby nadmiar uszami miałby mu wyjść :]

Po obfitej kolacji osobniki żądne bliskiego kontaktu z naturą mogą wykapać się w pobliskim strumieniu, ale tylko kierownik obozu okazuje się prawdziwym twardzielem i korzysta z nadarzającej się okazji ;) Pozostali wolą bardziej cywilizowane warunki i udają się do łazienek.

 

Piątek 03.08.2007 r.

 

            Dzień rozpoczyna się jak każdy. Nic nie zapowiada nadchodzącej tragedii. Wyruszamy w kierunku Jagnięcego Jaru przez Halę Izerską oraz Rezerwat „Torfowisko Izerskie”. Zamierzamy zaliczyć Rozdroże pod Kopą, Sine Skałki oraz Przednią Kopę. Niestety Sumak zaatakował i pozamieniał szlaki. Zamiast zobaczyć wyżej wymienione miejsca, oglądamy sobie dokładnie Rozdroże pod Cichą Równią oraz 3km asfaltu :/.

Jednak, jak to mawiają: „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, bo w efekcie końcowym i tak docieramy tam, gdzie chcieliśmy - do kamieniołomów w pobliżu Izerskich Garbów.

Z kamieniołomu czerwonym szlakiem wędrujemy dalej w kierunku Wysokiego Kamienia. Przy Wysokim Kamieniu okazuje się, że Sumak uszkodził kolano jednej z uczestniczek obozu tak poważnie, iż nie obędzie się bez wizyty u lekarza/na pogotowiu :(

Schodzimy więc do Szklarskiej Poręby, by tam zasięgnąć opinii specjalisty - tudzież jakiegokolwiek lekarza.

W Szklarskiej bez problemu znajdujemy przychodnię czynną całą dobę, gdzie przyjmowani są uszkodzeni w różny sposób turyści i inni wczasowicze. Ponieważ przychodnia czynna jest non stop, postanawiamy najpierw wszamać coś kolacjopodobnego (bo już późno zaczyna się robić), a następnie zaprowadzić Agnieszkę do lekarza i poznać jego werdykt.

Niestety, diagnoza lekarska okazuje się nienajlepsza – Agnieszka musi wracać do domu! :( Sumak tak narozrabiał, że Aga nie będzie mogła dalej z nami wędrować :(

            Odstawiamy Agnieszkę na PKS. Postanawiamy, że na przystanku na autobus z Agą poczeka RW, a reszta uczestników uda się do schroniska. Do PTSM-u Wojtek docieramy chwile po 21:00, a RW tuż przed 22:00.

Szybkie mycie i w kimę. To był bardzo męczący dzień.

 

Sobota 04.08.2007 r.

 

            Wyruszamy wcześnie rano. Dziś mamy do zrobienia ponad 25 GOT-ów. Po drodze zahaczamy o Chybotka, jednak nie udaje nam się go rozbujać tak, jakbyśmy chcieli :->. Następnie odwiedzamy Wodospad Szklarki - tu mieliśmy spotkać się z przebywającym w Szklarskiej Marcinem Krzyckim, jednak Marcin tak balował na koncertach Giełdy Piosenki Turystycznej, że nie dał rady stawić się na spotkaniu;)

Spod wodospadu udajemy się w stronę schroniska pod Łabskim Szczytem, tu piejmy pyszną gorącą czekoladę :). Następnie zdobywamy Łabski Szczyt, podziwiamy Śnieżne Kotły, a wieczorem, na zakończenie dnia, odwiedzamy Petrovą Boudę – możemy sobie na to pozwolić, do Chatki Towarzystwa Bażynowego już blisko, dotrzemy tam przed zmrokiem :)

Przed Chatką stajemy około godziny 20:00, zadowoleni, że za chwilkę zjemy ciepłą kolację, być może uda nam się umyć, a potem pójdziemy spać...

No i ZONK!!! W chatce gospodarza-Chatara brak, ujadają tylko dwa psy. Dzwonimy do niego raz, drugi, trzeci, dziesiąty. Nikt telefonu nie odbiera. Zaczyna się ściemniać, a my w lesie. Bez możliwości przenocowania!!!

Szybka decyzja, idziemy do najbliższego schroniska – PTTK-owskie Odrodzenie. Jeszcze dla pewności dzwonimy doń. W schronisku mają wolne miejsca i będą na nas czekać. Wyciągamy czołówki i w drogę. Jest godzina 21:00

            Do Odrodzenia docieramy tuż przed północą. W schronisku dostajemy wrzątek za pół ceny i wygodne łóżka do spania. Szybko zasypiamy. To był baaardzo dłuuuugi i  baaardzo męczący dzień!

 

Niedziela 05.08.2007 r.

 

            Dziś spaliśmy prawie do południa, a właściwie do 9:00, bo o 10:00 należało opuścić pokoje ;) Potem późne śniadanie na ławeczkach przed schroniskiem. No i na szlak wyruszamy koło południa. Dziś będzie krótki i lajtowy dzień – należy nam się po wczorajszej przygodzie! Zmierzamy w kierunku Równi pod Śnieżką. Po drodze podziwiamy Słonecznika oraz Kotły Wielkiego i Małego Stawu. W Domu Śląskim meldujemy się o godzinie 15:00. Wita nas tu bardzo miła i sympatyczna obsługa. Do 16:30 robimy sobie czas wolny, na jedzenie, spanie, kąpanie i co tam kto jeszcze sobie chce ;)

Następnie już „na lekko” wchodzimy na Śnieżkę, podziwiamy widoki, robimy zdjęcia i spotykamy niejakiego Damiana Panasiuka. Okazuje się, że Damian dziś też nocuje w Domu Śląskim – w pokoju obok naszego :)

Około godziny 18:00 jesteśmy z powrotem w schronisku. Siedzimy w bufecie i pijemy napoje „orzeźwiające”. Nagle pada pomysł: „chodźmy na Śnieżkę na zachód Słońca!”. Szybko się więc  zbieramy i wbiegamy na Śnieżkę, co by zachodu Słońca nie przegapić :)

 

Poniedziałek 06.08.2007 r.

 

            Dla kierownika obozu dzień zaczął się nieco wcześniej niż dla reszty wycieczki – jako jedyny postanowił zobaczyć także wschód Słońca! ze szczytu Śnieżki.

Dom Śląski opuszczamy około godziny 9:00 i udajemy się na czeską stronę do Lucni Bouda - tam próbujemy wypiekanych na miejscu pączków oraz jabłecznika. Następnie odwiedzamy Strzechę Akademicką oraz Samotnię na Kotłem Małego Stawu, by potem powędrować niebieskim szlakiem, aż do Świątyni Wang. Chwila na zwiedzanie, potem ciepły posiłek w lokalnym barze. Łapiemy busika i jedziemy na Zamek Chojnik.

O kurcze! Zrobiło się strasznie późno!!! Więc sprintem wbiegamy na górę do zamku. Zwiedzanie expresem zajmuje nam niecałe 15 min. Z zamku zbiegamy w dół. Wybieramy czarny szlak - bo krótszy. Może i krótszy, ale okazuje się, że na pewno nie łatwiejszy od czerwonego. Niewiele brakowało, abyśmy sobie wszyscy karki poskręcali. Udało się! Jesteśmy na dole. Jeszcze tylko trzeba dobiec na stacje i zdążyć na pociąg, a wszystko będzie GIT!

Więc biegniemy!.

Na stacji jesteśmy 1h za wcześnie. No cóż, bywa i tak. Lepiej być za wcześnie, niż za późno. ;)

Dla zabicia czasu rozgrywamy kilka partii bierek siedząc na stacyjnej glebie ;)

Nadjeżdża pociąg. Ładujemy się doń. No i wracamy do szarej i burej Warszawy:(

 

 

Z doniesień dowiedzieliśmy się, iż do zaginięcia chatara Chatki Towarzystwa Bażynowego przyczynił się Sumak. Mamy nadzieje, że wielkiej krzywdy mu nie wyrządził i że innych turystów będzie mógł przyjmować bardziej gościnnie niż nas.

 

Ku pamięci potomnych spisała Anka Sadowska – kierownik obozu Sumaka

 

W obozie udział wzięli:

 

Magda Kędziorek

Agnieszka Szymczak

Basia Kocimowska

Magda Maszewska

Ryszard Wilk