[Politechnika Warszawska]
[Koło PTTK nr 1 "Jedynka"]
[Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze]

POLSKIE TOWARZYSTWO TURYSTYCZNO KRAJOZNAWCZE

Koło PTTK nr 1 przy Politechnice Warszawskiej `

Rajd "LATAJĄCY SUMAK"

13 - 20 sierpnia 2006
, Bieszczady


Jak to było w Bieszczadach.... czyli „Latający sumak” 2006 !


13.08

jaaaaaaazda! (pociagiem)

14.08

Huhu - pierwszy dzień zaczęliśmy dość wyrywnie, w strugach deszczu i dmącym wietrze zaatakowaliśmy niczym zgłodniałe wilki (...) koronny szczyt Bieszczad...Mont...ehm...Tarnicę (1346 m.n.p.m.)!
Na szczycie widząc przerażone miny uczestników postanowiłyśmy z Elizą skrócić trasę i omijając Przełęcz Bukowską zejść do Wołosatego. Jednak miejsca noclegowe czekały na nas w Ustrzykach Górnych dokąd udaliśmy się busem. Naszym domem tego dnia było schronisko Kremaneros!!! Urocza ustrzykowska blondynka zza schroniskowo-barowej lady, oddająca się przez długie chwile pogawędce telefonicznej, po 20 minutach zauważyła nas - zmęczonych turystów i ugościła ! na skrzypiącej podłodze w korytarzu. Byliśmy uradowani do momentu gdy nasze stopy nie przekroczyły progu toalety (choć chodzą słuchy, że Sumak udał się na wieczorne i poranne brodzenie w kremenarowskiej cieczy a potem ochoczo buszował po kątach...). Kolejnym ciosem okazała się chwila gdy po rozłożeniu karimat potknął się o nas pierwszy dzieciak, potem kolejny, kolejny i aż do rana...56, 57 dzieciak...
Ten dzień był trochę męczący... ale nie sądziłam że aż tak. Z samego rana 2 uczestniczki spakowały swoje rzeczy i...uciekły. Zostało nas siedmioro. Patrząc na trasę kolejnego dnia zaczęłam się zastanawiać w jak licznej grupie dobijemy do bacówki pod Małą Rawką...

15.08

Coś wisi w powietrzu...
Dzień w każdym bądź razie deszczowy, pochmurny. Ale mimo to grupa zwarta i gotowa stawiła się do wyjścia punktualnie o 10:00. Ruszyliśmy na podbój Rawek. W drodze na Małą Rawkę usłyszeliśmy w oddali burzę, odzialiśmy się w folie, kurtki czy też „dobiegówki” (niejaki Ryszard W.) i w błocie brnęliśmy przed siebie. Burza była coraz bliżej nas, a my coraz bliżej Małej Rawki. Stanęliśmy, nasłuchiwaliśmy grzmotów. Doczekaliśmy się, walnęło zdrowo. Dziarskim truchtem, ślizgając się po mokrej kładce, chlapiąc błotem po 30 minutach znaleźliśmy się na samym dole przy punkcie informacyjnym BPN. Stamtąd po przebraniu się poszliśmy asfaltem do bacówki pod Małą Rawką. Idąc próbowaliśmy łapać stopa albo chociaż busa. Zwątpieni maszerowaliśmy i maszerowaliśmy aż tu po wyciągnięciu ręki naszej słynnej autostopowiczki Anny S. jeden zatrzymał się!!! Gdy dowiedział się dokąd chcemy dojechać, popukał się w czoło i z uśmiechem dodał "To za 500 metrów!"
Pod Małą Rawką poczuliśmy prawdziwy klimat schroniska, skosztowaliśmy słynnych naleśników z jagodami. Jednak te sympatyczne chwile nie mogły trwać wiecznie. Wysłannicy Sumaka nękali nas przez pół wieczoru - tym razem kobieta, imienia nieznanego, ponoć turystka - grająca na nienastrojonej gitarze o piskliwym głosie wykrzykującym co 5 minut "no słyszeliście? nie ma placków ziemniaczanych!", "ja tu jeszcze wrócę", "popamiętacie mnie!", "nie ma placków!", "Nie ma...", "nie ma...", "nie ma...".

16.08

Dzień kolejny to 2 podejścia: na Połoninę Caryńską i Wetlińską do Chatki Puchatka. Piękne krajobrazy dookoła i ogólnie panujący w ekipie spokój i harmonia... Po dojściu do Chatki Puchatka rozlokowaliśmy nasze bagaże w pokoiku z widokiem na Caryńską i udaliśmy się na konsumpcję. Tam też poznaliśmy niejakich Słowaków vel Słoweńców, pana przewodnika SKPB, któremu dziękujemy za potwierdzenie trasy. Słowacy vel Słoweńcy byli niezwykle radośni, gadatliwi, częstowali czińskim czajem i innymi markowymi cieczami... Chwilami nie można się było od nich odpędzić ale trzeba im przyznać, ze w pewien sposób zapewnili nam trochę rozrywki. Noc okazała się równie ciekawa. Razem z nami w pokoju spało 2 Rzeszowiaków (Mumia 1 i Mumia 2) - skądinąd przesympatyczne dusze, które po całodziennym noszeniu w plecakach 5 litrowych baniaków z wodą (i niczego więcej) nie mogły przestać konwersować do późnych godzin... Chciałam tu pochwalić Ryszarda W. który zaimponował kolegom swoim zestawem do szycia i innymi przyborami niezbędnymi każdemu turyście podczas pieszej wędrówki po górach. Brawo Rysiu!
O 5 rano zbudziliśmy się, wyszliśmy na zewnątrz. Tam smagani porywistym wiatrem oczekiwaliśmy na wschód słońca. Było warto.

17.08

Tego dnia naszą ekipę zasilił Marcin. Przeszliśmy całą Wetlińską, Smerek. Na Smerku trafiliśmy na dość uroczysty moment - na święcenie kapliczki upamiętniającej śmierć osób na tym szczycie.
Spaliśmy w schronisku PTSM w Kalnicy. Tam też wieczorem dołączyli do nas na nocleg Dorota i ŁukaszJ. W tym miejscu przyrządziliśmy pierwszego obozowego pawia, 2 kg makaronu i spalony garnek, tyle pamiętam... Było pysznie!

18.08

Z rana na śniadanie przyjechał do nas pan Krzysztof! Później my zawitaliśmy u niego. Obdarowani kamykami na szczęście udaliśmy się na Okrąglik, Fereczatą. W Smerku opuściła nas przewodniczka Eliza... Od tego momentu uczestnicy zaczęli się niepokoić o dalszą trasę, a raczej o jej pomyślność... Kawałek dalej odłączyli się także Dorota z Łukaszem, jako że Rabe ich wzywało.
Trasa okazała się spokojna, choć długa... A my upaćkani jagodami i malinami po zmierzchu dotarliśmy do Cisnej, gdzie spotkaliśmy Konrada, który doprowadził nas do schroniska pod Honem. (szefowa Hona powiedziała, że to schronisko lubi takich turystów jak myJ) hi!

19.08

Następny dzień rozpoczęliśmy sesją fotograficzną w rozpadającym się samochodziku pod schroniskiem (gazik? łazik?) phi... Tam też pożegnaliśmy Kasię G. I wcieliliśmy do naszej ekipy kolegę Łukasza z Wrocławia, z którym wspólnie doszliśmy do Rabego. Około kilometra przed bazą wyszli nam na powitanie : Ulala, Jeżynka i Łukasz! Przechodząc koło błękitnej Rapsodii poczuliśmy, ze jesteśmy na miejscu.
Impreza na 100-lecie przebiegła raczej spokojnie, powiem nawet, że bardzo sympatycznie. Sumakowcy przyrządzili sobie pysznego pawia, objedli ekipę Księdza ze wspaniałej zupy "nawinie" i na przydziałowe kiełbaski nie było już miejsca. Chyba byliśmy jednymi z tych nielicznych, którzy wytrwali przy ognisku najdłużej. Nie zawiedliśmy.

20.08

Rozejście się uczestników w 4 strony świata

Z donosów:

15.08 Bambi obwieścił, że tam hen wysoko w Alpach zanotowano oznaki grasujących...

Inny z uczestników wyprawy na Mont Blanc stwierdził, że wejście na czterotysięcznik był niczym w porównaniu z przetrwaniem 8 dni w towarzystwie sumaka niewidki i spółki, to jest osobnika tere-fere i innych bliżej niezidentyfikowanych... (pozdrowienia dla kolegi Ignaczaka)



P.S. Ogromne podziękowania dla ELIZY!

Agata

Statystyka Sumaka

Uczestnicy (ilość dni przetrzymanych wśród grasujących)
Ania 1
Ania S. 8
Dorota 3
Gosia 1
Maja 8
Kasia G. 6
Kasia W. 8
Konrad 3
Łukasz 3
Marcin 4
Ryszard 8

KADRA

Agata 8
Eliza 6