Majówka ze strusiem Zenonem
Czarnohora + Lwów 2006



           Fakt występowania w Czarnohorze słoni (no, przynajmiej jednego) jest powszechnie znany i nie budzi większych emocji. Istnieją podejrzenia, że w skład fauny zamieszkującej to pasmo wchodzą również strusie (Struthio camelus L. - w wikipedii). Jednym z celów naszej wyprawy w najwyyższe góry Ukrainy było sprawdzenie tych doniesień. Przy okazji chcieliśmy sprawdzić jak głęboki tam bywa śnieg o tej porze roku.
     Okazało się, że to białe świństwo było, ale nie w jakichś strasznych ilościach. Co do strusi nadal niewiadomo, podobno niektórzy widzieli...



trasa:
Warszawa >> Przemyśl >> Medyka/Szeginie >> Dzembronia -Smotrec (1896m)- Pop Ivan (2022m)- Brebenieskuł (2037m)- Jez. Niesamowite- Turkuł vel Turkuć (1932m)- Howerla (2061m)- Pietros (2020m)- Jasinja >> Ivanofrankiewsk >> Lwów >> Warszawa



Ukraina witae was

    Mimo jawnych przejawów dywersji i sabotażu udało nam się wsiąść do pociągu do Przemyśla. Ku naszemu zaskoczaniu skład był na tyle długi, że nie było klasycznych już w czasie długich weekendów problemów. Radośnie zaczęliśmy naszą wyprawę. Jednak już w Łańcucie, gdzie mieliśmy przesiadkę i gdzie mieliśmy się spotkać z Sylwią, pojawiły się pierwsze oznaki wielkiego zonka. ALe nieprzejmowaliśmy się tym za bardzo i po dokonaniu ostatnich zakupów w przygranicznej Biedronce zaszturmowaliśmy przejście z Ukrainą.
    Unię Europejską opuściliśmy w miarę sprawnie i bez kłopotów. Kulturalnie ustawiliśmy się w kolejce do stanowiska naszych wschodnich sąsiadów, licząc, że odprawa pójdzie równie sprawnie i szybko zalogujemy się w busie, który mieliśmy umówiony na 8:30 (czasu polskiego). Po mniej więcej półgodzinie kultura się skończyła. Folklor przejścia w Medyce/Szeginiach jest naprawdę swoisty i trzeba to po prostu przeżyć. Po dwóch godzinach Agacie, jako pierwszej z nas, udaje sie przebić do ziemi obiecanej. Reszta walczy na słowa, łokcie i inne kończyny. Ostatnim (Eliza i Sylwia) zajmie to jeszcze kolejne 3 godziny.
   W końcu udaje nam się zgromadzić po drugiej stronie w całości. Do ekipy przyłącza sie dwóch gentelmenów z Krakowa, których zabieramy "naszym" busem do Dzembronii. Jest już późna noc, gdy siadamy przy ognisku i kolacji.
    Jutro zaczynamy podbój Czarnohory.


na Gowerlu

    Żegnamy zielone doliny oraz lasy i wbijamy się w główny grzbiet Czarnohory. Wędrując sobie niespiesznie podziwiamy widoki (Pokucie, Karpaty Marmaroskie, Czarnohora) i nawisy śnieżne, które złowieszczo okupują północno-wschodnie stoki gór. Na Smotrecu dochodzi do spotkania, które w pełni pasuje do pojęcia the clash of civilizations. Dokonujemy drastycznego wtargnięcia w sielski żywot Karrimor ® Czarnohora Exstreem Team- nic już nie będzie takie samo jak wcześniej.
   Nasz pierwszy nocleg (i za razem najwyższy) wypada w ruinach obserwatorium astronomiczno-meteorologicznego na Popie Iwanie. Instalujemy się w tym najwyżej położonym i trwale zamieszkanym (swego czasu, czyli 1938-39) budynku w Polsce i staramy się przetrwać do rana.
   Natępnego dnia ruszamy głownym grzbietem. Po drodze opalamy się i podziwiamy widoki. Niektórzy decydują sie na "nielegalna" ;) kąpiel robiąc fikołki na śniegu. W okolicach Brebenieskuła dopada na przelotny opad śniegu, ale nie zrażamy się tym i dziarsko maszerujemy dalej, by pod wieczór po pokonaniu ładnej, eksponowanej grani dotrzeć do Jeziorka Niesamowitego. Ośnieżone stoki okolicznych gór i zamarźnięta tafla jeziora sprawiają, że można się poczuć jak na biegunie. Wieczorem ognisko i suszenie przemoczonych butów i skarpetek.
   Kolejny dzień to atak na Howerlę. Zanim jednak dotarliśmy na najwyższą górę Ukrainy odnaleźliśmy tajemniczą zaginioną kiełbasę, przekonaliśmy się o tym, że nie koniecznie każdy skrót wiedzie najkrótszą drogą oraz sprawdziliśmy ile powera daje słoik kremu czekoladowego. Na szczycie niecnie wykorzystaliśmy Kubę z SKPB Katowice, obwieszając go naszymi aparatami i uwieczniając nasz pobyt na Howerli.


Co było w glucie?

   Z Howerli udało ;P nam się jakoś dotrzeć do stróżówki Karpackiego Rezerwatu Biosfery. Tam napotkaliśmy zaprzyjaźniony skład Karrimor ® Czarnohora Exstreem Team. W ramach zacieśniania turystycznych więzi zaprosiliśmy ich na tradycyjnego gluta i śpiewanki. Należy stanowczo zdementować pogłoski i niecne plotki o tym jakoby w potrawie tej znajdowały sie:

Ekipa przygotowująca wspomniany produkt twierdzi, że postępowała zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
   Kolejny dzień (a właściwie przeraźliwie wczesny i zimny ranek) to pożegnanie z MartąK i Sebastianem, którzy dzielnie przedzierali się do Łazeszcziny. My wybraliśmy się na Pietrosa. Na przełęczy pod tą górą wykonaliśmy (-???) tradycyjnego słonia. Po długim marszu udało nam sie zdobyć szczyt, z którego mogliśmy podziwiać piękne widoki na Świdowiec i Gorgany.
   Nasz ostatni górski nocleg wypadł w pasterskiej, kurnej chacie na usłanej krokusami polanie pod Szesą. Śpiewankom, oglądaniu gwiazd i konsumpcji herbaty prawie nie było końca.


Tylko we Lwowi

   Dzięki sprawnej i szybkiej ewakuacji z chatki złapaliśmy pociąg do Iwanofrankowska. Podróż środkiem transportu, który rozwijał w najlepszych momentach prędkość rowerzysty jadącego z górki, była niesamowitym przeżyciem- przynajmniej dla tych, którzy nie spali ;P W d.Stanisławowie przesiedliśmy się do busa, który nas zawiózł do Lwowa.
   Tam kupiliśmy bilety do domu i pożegnaliśmy Kubę, który musiał wcześniej wrócic do kraju. My podążyliśmy do centrum, gdzie jak nam się wydawało mieliśmy zaklepany nocleg. Okazało się, że niektórzy przedstawiciele biznesu turystycznego w tym mieście nie byli w stanie zrozumieć, że mamy duży stopień zintegrowania grupy. No ale dobre to, co się dobrze kończy. Po prawie godzinie bezowocnych poszukiwań, gdy już prawie byliśmy w stanie iść do hotelu za 65 UAH od łebka zostaliśmy uratowani.
   Agata i Sylwia przybyły z panią Ireną. Niewisata ta pokazała nam cóż znaczy dobra, słowiańska gościnność i zaradność. Nie dość, że zorganizowała nam całkiem porządną kolację, to jeszcze zaprowadziła na nocleg w sali gimnastycznej Akademi Weterynaryjnej.
   Następny dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Lwowa. Zaczęliśmy od cmentarza Łyczakowskiego i kwatery Orląt Lwowskich. A potem, zalogowawszy sie w hotelu Lviv,: starówka, bazary, Wysoki Zamek i jeszce raz starówka (już nocą). Trzeba powiedzieć, że miasto wygląda całkiem ładnie, wiele sie tu dzieje- rozkopane centrum, lecz ma jeden zasadniczy mankament: knajpy zamykają przed 23 ;(
   Tak więc mieliśmy wieczorem trochę czasu by zobaczyć jak smakują i wyglądają chipsy-wędzone rybki i przygotować się do powrotu do kraju.


wystąpili:
Agata
Eliza
MartaK vel 'Cebula'
MartaM
MartaO
Ola
Sylwia
Kuba
MaciekI
MaciekF
Mateusz
Tomek vel 'Pysio'

oraz

gościnnie:
Michał i Sebastian z Krakowa
Karrimor ® Czarnohora Exstreem Team

a także
p. Irena Kowalska (Ukraina)

w epizodach:
Ukrainka z przejścia w Medyce/Szeginiach
kierowca busa
leśniczy Taras
babuszki z pierogami w pociągu
Security Squat z sali gimnastycznej
ziomale Mateusza
i wszyscy ci, którzy mieli to (nie)szczęście spotkać nas na swojej drodze

scenariusz:
struś Zenon

reżyseria:
struś Zenon

Dla potomnych spisał:
Bambi