Obóz Sumaka ::: Beskid Niski - Bieszczady
nieoficjalne przejście Koła PTTK nr 1 przy Politechnice Warszawskiej
30 lipca - 17 sierpnia 2005
30 lipca /sobota/
Dobiegają końca grybowskie ćwiczenia polowe z geodezji wyższej. Wróciliśmy z pomiarów w Pieninach, ośrodek w Grybowie jakoś wypustoszał... a my wysyłamy paczki do domu i szykujemy się w góry! Do Grybowa zjechali piersi śmiałkowie z Warszawy : Rychu , Karolina i Piotr. Z Olsztyna dotarł Bartek. Do tego dodamy jeszcze troje geodetów: Kulę, Olę i Łukasza. Oto pierwsza ekipa śmiałków. Poszukiwaczy Sumaka.
Ruszamy około godziny 14 z Grybowa w kierunku Wawrzki /dołem Chełmu - góry nie zdobywamy bo nam się nie chce.../ W Wawrzce okazuje się że studencka chata już nie jest studencką chatą Trampa lecz tylko chatką "Tu na Wawrzce". Dzięki uprzejmości gospodarzy : Oli i Jarka, nocujemy "tu na Wawrzce". Bardzo miłe miejsce.
31 lipca /niedziela/
Przed śniadaniem jeszcze do pierwszej grupy śmiałków dołącza następna : Andrzej, Lila, Magda, Jarek, Marta i Piotr. Jest nas już 13 osób! Niezła ekipka:) Po pożegnaniu się z gospodarzami chaty "tu na Wawrzce" ruszamy w dal... dzień jest piękny, mniej upalny niż poprzednie. Tuż przed Śnietnicą dopada nas burza. Oj niezła zawierucha! Na pierwszym przystanku PKS w Śnietnicy przeczekujemy burzę. Gramy w głuchy telefon. Świrujemy:). Gdy deszcz odchodzi udajemy się pod cerkiew. Piękna. Łemkini, która opiekuje się kluczem do świątyni wpuszcza nas do środka i opowiada, opowiada, opowiada... I jedno zostaje mi w pamięci najmocniej. Katolicy nie modlą się w cerkwi bo tu nie ich bóg mieszka. mają swojego w garażu obok...
W bardzo miłych okolicznościach na nocleg trafiamy do łemkowskiej chyży (Śnietnica 15). Wieczorem tradycyjny paw, burza - potężna! a jakże! Brak zasięgu w burakach. I dobrze.
1 sierpnia /jeszcze poniedziałek/
Wyruszamy rano w kierunku Bielicznej. Dziś dzień cerkwi; najwytrwalsi oglądają ich aż 5 : Śnietnica, Czyrna, Banica, Izby, Bieliczna. Mniej wytrwali jedzą maliny w krzakach i taplają się w błocie... Piękny dzień. W Bielicznej rozbijamy namioty tuż za kościółkiem. Magiczne miejsce. Przed uroczystym spożyciem pawia dochodzi kolejna trójka śmiałków : Kasia, Andrzej oraz Tomek, Jest nas od tej chwili już 16 osób!. Tego wieczoru na nocleg w Bielicznej dochodzi jeszcze dwójka turystów, śpiewamy wspólnie przy ognisku, jemy gluta... Odwiedzają nas Strażnicy Granicy. Granica stoi podobno, nikt jej nie kradnie, ale oni kogoś szukają... Sumaka jak się okazuje nie widzieli, ale poszukają. Piją z nami herbatę miętową. A Sumak tej nocy świętej w Bielicznej skacze nam na namioty. Następnego dnia budzę się z szramą na twarzy. Nic nie pamiętam.
2 sierpnia /?/
Szrama na twarzy. To na pewno sumak! Zwijamy się i dzielimy. Lackowi idą na Lackową, reszta przez Przeł.Prehyba do Hańczowej. Tam piękna cerkiew! Robimy zakupy, jemy lody, pijemy oranżady i ruszamy na Kozie Żebro. Tu Sumaki dają znać o sobie:) W Regetowie u SKPB-oli rozbijamy obóz. Dochodzi Lackowa. Ognisko, paw, glut, kiełbaska z Medilaborców. Sen.
3 sierpnia.
Dzień zaczynamy od zdobycia Rotundy (chętni tylko). Tam magiczne miejsce. Historia, tragedia i łzy... szepty. Cmentarz wojenny z I wojny światowej. Odrestaurowany częściowo przez przewodników z Warszawy. Potem już wszyscy razem zdobywamy Jaworzynę. Wcześniej w Regetowie Wyżnym odpoczywamy na cmentarzu przy kaplicy... również magiczne miejsce. Jak cały Beskid... I stada pięknych koni. Huculskich. Na Jaworzynie znowu rozłam. Lackowa leci przodem by znaleźć się nagle po słowackiej stronie przejścia granicznego w Koniecznej... oj tłumaczą się gdzie skąd dokąd... a reszta spokojnym spacerkiem schodzi oglądając cmentarz nr 46 po drodze, do Koniecznej. Tam okazuje się że czas jest jednak bezwzględny i nieprzekupny. Robi swoje. My także. Dajemy po piętach i uderzamy do Radocyny, następnie do Nieznajowej. A po co ten pośpiech? a po to aby było nas więcej! W Nieznajowej czeka na nas Dorota! Nasz rozweselacz, dusza towarzystwa:) Jest nas już 17. Tej nocy zaczynają się opady. Pada pada pada...
4 sierpnia.
Odpoczywamy. To znaczy niektórzy odpoczywają. Część obozu zakłada plecaki i wędruje do Świątkowej po zakupy. Ktoś musi nieść aby ktoś mógł jeść;) W Świątowej jesteśmy o 14:30 bo sklep podobno od 15:00, ale tylko podobno, bo tak na prawdę to od 18:00. Deszcz pada nieustannie, czekamy udając pingwiny i inne takie na przystanku PKS-u... ech te przystanki!
5 sierpnia
Nie pada. Ruszamy do Rozstajnego by stamtąd przebić się dawnym szlakiem do Żydowskiego. Przebijamy się. Całkiem sprawnie, ale też całkiem mokro:) Ciechania i Huta Polańska. Piękny dzień. Mokro ale bez deszczu . Piękne doliny, śliczne widoki, cudne manowce. ech! W Hucie kupa luda! Znajdujemy dla siebie miejsce na polu namiotowym. Zasłużony ciepły prysznic - aż wstyd pisać, suszenie butów na szczęście przy ognisku. Sen.
6 sierpnia.
Pada. Zwijamy się ekspresowo i pod wiatą jemy śniadanko. Potem czekamy. Nikt nie wie na co. Jednak przestaje padać. Miło:) Ruszamy do Polan. Tam zakupy. Nie ma chleba! Kupujemy makaronu na dwa dni. Do tego porcja jak na pawia plus dżem. Makaron z dżemem dobra rzecz. Z Polan do Olchowca piękna droga nas prowadzi. rozjaśnia się. W Olchowcu zwiedzamy prywatne muzeum pana Tadeusza Kiełbasińskiego. piękne zbiory! wspaniała opowieść! Warto! No i pozdrowienia dla dinozaurów Jedynki i Styków i dla gospodarzy chałupy Elektryków na Polanach Surowicznych! Zakończenie tego pięknego dnia w Chatce Malucha w Ropiance. Impreza do 4 nad ranem. Piękny wieczór. Ech cudne manowce!
7 sierpnia /pewnie niedziela/
Ładny dzień, ale się śpi do późna. Po śniadaniu jemy urodzinowy tort:) Śpiewamy sto-lat, Lila ma swój dzień:) Szkoda że tego dnia musi już wracać... żegnamy się, a potem wyruszamy i pięknym szlakiem docieramy do mniej pięknej Tylawy. Tam zakupy w prawie supermarkecie. Potem znów podziały. Dwoje idzie przez góry, tak dziwnie że nie wiadomo w końcu jak, reszta asfaltuje Beskid do Zawadki Rymanowskiej. Tam Cerkiew, piękne wnętrze, niestety tylko muzeum już... Cudny zachód Słońca! Góry Śpiewają! I na koniec bardzo miła chatka : SKPB Lublin. Chatka to typowa łemkowska chyża, jakich w Zawadce wiele... towarzystwo też miłe. Spotykamy znajomych z SGGW.
8 sierpnia.
Pada. pada pada pada. Ruszamy. Po godzinie już mokrzy podziwiamy barszcz sosnowskiego. plantacje po horyzont! po co? Dochodzimy do Szklar. Pada, pada pada. Przystanek PKS, marzniemy i ruszamy dalej. Cel: Chałupa Elektryków. Jako kierownikowi tej ostatniej wycieczki 16 osobowej grupy udaje mi się zabłądzić w lesie. I to w bardzo zaawansowany sposób:) Wracając się po własnych śladach opuszczamy "trójkąt bermudzki" Beskidu Niskiego i bardziej na około docieramy do chałupy. pada pada padadada... cali mokrzy suszymy się przez kolejne dwa dni. W Chałupie ciężko pracujemy. Baca to srogi człowiek. Nie odpuszcza. Do 16 osobowej ekipy dojeżdża Konrad. Nie wie niestety że obóz ulega redukcji, zostaje 7 osób.
9 sierpnia
schniemy, pracujemy, piękna pogoda!
10 sierpnia
Siedmiu wspaniałych (turystów) rusza w Bieszczady! Postanawiają jednego dnia dojść z Polan Surowicznych przez Moszczaniec i Kanasiówke szlakiem granicznym do Komańczy. Udaje im się to z uśmiechem na twarzach:) W Komańczy tradycyjny paw w schronisku PTTK.
11 sierpnia
W nocy padało. Ranek ładny. Piękny dzień się szykuje. Ten który to pisze wstaje o 6 rano i idzie na spacer zobaczyć komanieckie cerkwie. Zwłaszcza ta Na Górce to cudo! Jedna z trzech zachowanych wschodnio-łemkowskich. Piękna.
W 7 osób wyruszamy do Duszatyna, przez rezerwat Zwęzło, Chryszczatą i do Rabe do SBN. Tam spotykamy Sylwka Szwedę z żoną Krychą, Peltona, Tomka Jarmużewskiego z Agnieszką i Grzegorza - autora słynnej Jaworzyny /ściągającej deszcz/ Dają piękny koncert, Na Góry Koncert, przy ognisku. pod gwiazdami... Cudna noc! Ech cudne manowce!
12 sierpnia
Wyruszamy do Cisnej. Dziewczęta górami, chłopcy stopem. A co!;) Spotykamy się na polu namiotowym Tramp. W Cisnej pełno ludzi, jakby na jakiś festiwal przyjechali?! A "Bieszczadzkie Anioły" właśnie się zaczęły... Nawet wina owocowego w sklepach nie ma, wykupione wszystko! Placek po Bieszczadzku spaskudział.
13 sierpnia
Piękny dzień. Ludzie w Cisnej dziwią się że idziemy na piechotę. Odwiedzamy Schronisko Jaworzec. Tam spotykamy naszych śpiewających znajomych z Rabe. Zbierają się do Wetliny na koncert. My też tam idziemy, tylko jeszcze przełęcz Orłowicza do zdobycia. Zdobywamy w strugach deszczu i podgonieni grzmotami piorunów;) Zchodzę ze sztywną nogą. Ola idzie tego dnia przez Małe Jasło od południa. Spotykamy się w PTTK Wetlina. Kupa ludzi! Ale większość uderza na Bieszczadzkie jemioły. My zostajemy na koncert naszych znajomych z gór:) Piękny wieczór! W Górach jest wszystko co kocham! Na dobranoc jeszcze Mgiełka, wino z kija... dobrejnocki!
14 sierpnia /znów niedziela/
Dzień ładny. Konrad wraca do domu. Reszta transformuje się do postaci niedzielnych turystów i z butelką wody w ręku i aparatem fotograficznym na szyi wspina się na Połoninę Wetlińską. Potem spacer do Przeł.Orłowicza i znów zejście ze sztywną nogą. Taki los? Trudno. To była jednak moja ostatnia trasa na obozie sumaka. A a propos sumaków : w Bieszczadach ich nie ma. Uciekły.
15 sierpnia
o siódmej rano odjeżdża Dorotka. Zostaje nas sztuk 4. W tym dwoje inwalidów : ja + Marta. Ola z Tomkiem idą przez Dział i Rawki do Ustrzyk Górnych, ja z Martą przez wygodne siedzenia PKSu również do Ustrzyk. Zajmujemy miejsca namiotowe w schronisku PTTK Kremenaros. Na obiado-kolacje paw na słodko : ryż z dżemem jagodowym i śmietaną. pychota! Wieczorem idziemy na piwo, czekoladę, wino do Rzeźbiarza. Jakieś rokowe disko chcą tu uskutecznić. Idziemy spać.
16 sierpnia
Jedziemy do Sanoka. Idziemy zwiedzać galerie obrazów Beksińskiego oraz Skansen. W Skansenie pada. Bieszczady żegnają nas deszczem. Jeszcze chwila jeszcze dwie... obiad w przydworcowej restauracji... i nadjeżdża zagórzańska rzeźnia.
* * *
z pozdrowieniami dla tych którzy wytrzymali ze mną przez ten wspaniały czas
Łukasz /ojciec dyrektor/ cynamon Skłodowski
/prezes na wakacjach/
spisano : 23 - 24 sierpnia 2005